Powiało Bareją: Ojciec Miećki z Pułtuska, czyli Sikorski i Sienkiewicz bez głowy, Pawlak w rozwarciu, a Piechociński w zwarciu

fot.PAP/Tomasz Gzell
fot.PAP/Tomasz Gzell

Nie do zniesienia są już zawodzenia ministra Sikorskiego, jak to służbowo spotkał się z ówczesnym szefem resortu finansów Rostowskim, a ich prywatna rozmowa stała się publiczna. A właściwe była ona przykładem partnerstwa publiczno-prywatnego, skoro minister prywatnie zapłacił za wino (po czasie), ale reszta posiłku była już służbowa, dlatego opłacona służbową kartą. A cała wyżerka byłaby służbowa, lecz wskutek zastosowania bandyckich metod, czyli podsłuchu, stała się publiczno-prywatna.

Sikorski niepotrzebnie się teraz miota i z siebie miota obelgi, bo wystarczyło uważniej obejrzeć serial Stanisława Barei „Alternatywy 4”. Tam cieć Stanisław Anioł (Roman Wilhelmi) precyzyjnie wyjaśnia swojej żonie Miećce (Bożena Dykiel), że na tym świecie nic nie jest takie, jakie się wydaje. Anioł mówi:

Pisarz Sofronow, Miećka, napisał takie opowiadanie o jednym królu, który przebrał się za włóczęgę i chodził po domach, żebrał. Wszyscy go przepędzali, tylko jeden biedny szewc z przedmieścia podzielił się z nim ostatnim kawałkiem chleba.

Na co Miećka stwierdziła:

O, widzisz, są jeszcze porządni ludzie.

Okazało się jednak, że Miećka była (jak mawia klasyk Lech Wałęsa) w mylnym błędzie. Podobnie zresztą jak ów biedny szewc z przedmieścia. Bo puenta Anioła była porażająca:

No i na drugi dzień tego szewca powiesili! Rozumiesz? Trzeba zawsze wiedzieć z kim się ma do czynienia, bo można się strasznie pomylić.

Minister Sikorski strasznie się pomylił, sądząc, że rozmawia prywatnie i wciąż jest mężem stanu, podczas gdy tę rozmowę potem mogli usłyszeć wszyscy chętni i odnieść dojmujące wrażenie, że z kim jak z kim, ale z mężem stanu jednak nie obcują. Choćby ze względu na zamtuzowe dowcipy i dziwne rasistowskie skłonności. No i wielki absolwent Oksfordu nie wykazał za grosz pomyślunku, spotykając się w knajpie i mówiąc tam to, co mówił. To już znacznie mądrzejszy od ministra okazał się ojciec Miećki z Pułtuska, który

robił dwa razy imieniny. Raz naprawdę, a drugi raz dla personelu. Sam wtedy nie pił i słuchał, co inni mówią, bo pijany co ma w sercu to i na języku.

A Sikorski nie słuchał i nie dowiadywał się, co tam kto ma w sercu, tylko sam się dał podsłuchać przy alkoholu, kiedy to wywalił żulerskim językiem to, co miał w sercu.

Równie bezsensownie jak Sikorski, a nawet dużo bardziej tłumaczył się szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, który też okazał się mniej inteligentny od ciecia Anioła i od ojca jego żony Miećki. I nagadał naprawdę okropnych rzeczy, które oczywiście zostały nagrane. Co jest tym bardziej groteskowe, że to on jest nadzorcą tych, którzy z urzędu nagrywają, a nie dają się nagrywać. Żeby rozliczyć Sienkiewicza z tego, co jest poniżej poziomu ojca Miećki z Pułtuska, opozycja próbowała go odwołać, ale koalicja zwarła szeregi i go uratowała. Koalicja zwarła zresztą szeregi w bardzo specyficzny sposób, bo zwierając się jednocześnie rozwarła PSL. Ale tylko przed głosowaniem i po, bo w trakcie rozwarty pozostał tylko były premier i były prezes PSL Waldemar Pawlak.

Najpierw prokuratura i ABW przetrzepały jednego z najważniejszych ludzi PSL, Jana Burego, co ludowych posłów wzburzyło, bo to krew z ich krwi i załatwiactwo z ich załatwiactwa. Nie tyle jednak wzburzyło, by szef PSL i wicepremier Janusz Piechociński zaczął fikać czy choćby hamletyzować. Widząc, że Piechociński trzęsie portkami (jak bohaterowie słynnego wiersza Gałczyńskiego), Pawlak postanowił pokazać miastu i światu, że Piechociński to tchórz, który nie potrafi bronić ludzi PSL, nawet tak ważnych jak Bury. Więc najpierw wzywał z sejmowej mównicy do przerwania obrad, a nie znajdując posłuchu w swojej partii, wstrzymał się od głosu, czyli stanął w rozkroku, czyli w rozwarciu. Cały ten cyrk w PSL skończył się tak, jak przypadek gońcówny, o którym w serialu „Alternatywy 4” opowiadał marcowy docent Zenobiusz Furman (Wojciech Pokora):

U nas w instytucie, w powielarni pracował jeden taki młody i tak: pierwszy przychodził, ostatni wychodził. Wszyscy się dziwili. I co się okazało? Zrobił gońcównie dziecko.

Bohaterowie podsłuchanych rozmów zostali przyłapani in flagranti, ale postanowili pójść w zaparte i „rżnąć głupa”. I tu całkowicie zawiodła ich nie tylko inteligencja. Nie wykazali choćby odrobiny sprytu i przyzwoitości. A tego mogliby się uczyć od jednego z bohaterów „Alternatywy 4”, Józefa Balcerka (Witold Pyrkosz). A właściwie to od jego szwagra. Balcerek tak opisał jego przypadek:

Mój szwagier na ten przykład, niejaki Szymczak, taksówkarz, jechał jak raz po lufie, aż tu nagle zatrzymuje go patrol. To on się przysięga, że nic nie pił. Normalnie, nie? A na wszelki wypadek wkłada dwójkę w prawo jazdy. Ten patrolant to mówi tak: ‘Panie Szymczak, wysiądź pan i chuchnij. Bo jak pan nie piłeś, to ja grosza od pana nie wezmę.

Zatem drodzy dżentelmeni z ministerstw i salonów III RP: jeśli nic nie macie na sumieniu, to po co wkładacie tę „dwójkę w prawo jazdy”.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.