W czerwcu w naszym domu wielkie wydarzenia – pierwszy ślub naszego dziecka. Żeni się wcale nie najstarszy, ale trzeci z kolei syn. Cieszymy się nim, cieszymy się jego narzeczoną, ich podejściem do życia, ich rozwagą. Gdzie więc problem? Są tacy młodzi – oboje przed dwudziestką. Patrząc na nich ma się czasem wrażenie, że to dwójka dzieci, ale słuchając ich widzi się dojrzałych ludzi. Po prostu odpowiedzialnie podchodzących do sakramentu, który mają zawrzeć. Pozostaje nam jedynie wspierać ich modlitwą i wierzyć, że przetrwają trudne chwile, które przychodzą w każdym małżeństwie.
Niestety wielu z otaczających naszych młodych narzeczonych ludzi widzi inną drogę niesienia im pomocy. Najpierw zwykle pada pytanie: „Musicie?”, a gdy zabrzmi odpowiedź przecząca: „Nie musimy, chcemy” zaczynają się tzw. dobre rady. Od dawna wiadomo, że dobrymi radami piekło jest wybrukowane i to, co słyszą nasze dzieci zdaje się potwierdzać tę startą prawdę. A słyszą: „Po co się tak spieszycie, mogliście jeszcze się wyszaleć”, „ Przecież możecie razem mieszkać, dlaczego zaraz ślub?” albo „Najpierw trzeba się dorobić”. Kiedy tego słucham, odnoszę wrażenie, że wszystkie dzieci idące do ołtarza pływają w zatrutej wodzie. Bo jak nazwać świat, który już nie widzi problemu czystości przedmałżeńskiej, wartości związku opartego na sakramencie, tragedii antykoncepcji, a całe dobro życia opiera o seks, przyjemność i pieniądze? Te postawy, tak chętnie promowane przez celebrytów z czerwonych dywanów szerokim strumieniem przenikają do zwykłego, szarego, świata. W jaki sposób wyrwać nasze dzieci z zatrutej wody? Ta niepełna godzina spędzona w Kościele w czasie niedzielnej mszy to zdecydowanie za mało. Trzeba przeprowadzić prostą kalkulację: Ile czasu nasze dziecko ma kontakt z wartościami, które chcielibyśmy mu przekazać , a ile z tym co przekazuje świat? Przegrywamy w tym rachunku na rzecz godzin z telewizorem, komputerem, ”nowoczesnymi” poglądami dookoła. Przegrywamy jeśli nie podejmujemy walki.
Jest takie powiedzenie:
Do pewnego czasu mów swoim dzieciom o Panu Bogu, a potem mów Bogu o swoich dzieciach.
Niewiele mamy lat, by mówić do dzieci. Do szóstego roku życia słuchają nas właściwie bezkrytycznie, później jeszcze jakiś czas przyjmują to, co mówimy, ale kiedy wchodzą w bunt nastolatka rozmowy zaczynają być trudne i mocno zaczepne. Nie poddawajmy się, rozmawiajmy z nimi, nie sugerujmy się, że może najpierw są za mali, a później za bezczelni. Dajmy im tyle światła ile potrafimy, tyle czystej wody by mieli zapas na przyszłość, by nawet jeśli zbłądzą potrafili odnaleźć drogę. A potem mówmy Bogu o naszych dzieciach, módlmy się za ich wybory i decyzje.
Nieraz, z czasem, rozmowa staje się niemożliwa. Sama kiedyś usłyszałam od dziecka :
Już trochę za późno na wychowywanie, mamo.
Miał rację. Zaczęłam więc rozmowę prowadzić z Bogiem. Rozmowę o tym, co zaniedbałam, gdzie byłam leniwa, gdzie szukałam „świętego spokoju” zamiast dobra mojego dziecka. Warto było, dowiedziałam się wiele o sobie i mogłam zrozumieć moje dziecko we własnej życiowej drodze. Święta Monika, matka świętego Augustyna modliła się o jego nawrócenia ponad dwadzieścia lat. Młody Augustyn szukał prawdy w sektach i modnych filozoficznych trendach, a doczesnego szczęścia w konkubinacie. Matka cierpiała. Łzy zamieniała w modlitwę. Modlitwa rodziców za dziecko ma ogromną siłę i potrafi wyrywać je temu światu.
Dagmara Kamińska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/lifestyle/189223-czysta-woda-czyli-jak-przygotowac-dzieci-do-malzenstwa