To nawet nie tylko o samą sztukę „Trzecia młodość bociana” chodzi, chociaż Emilian Kamiński występuje tu w trzech rolach: dramaturga, reżysera i głównego aktora. Chodzi o atmosferę Teatru Kamienica. Atmosferę, gdy dyrektor wita swoich widzów przy drzwiach, także na nie swoich spektaklach, a po galowej premierze zaprasza nie tylko twórców , ale całą publikę, na bankiet z tortem. Gdy jest z tą publicznością, cieszy się nią i stara zarazić swoim optymizmem. To jest Kamienica!
Tym razem Emilian Kamiński wystawił coś, co ma aż dwa pierwowzory: „Tom, Dick and Harriet” Johniego Mortimera i Briana Cooke’a oraz „Merry Widower” Simona Mossa. Ale jak nam powiedział sam Kamiński podczas bankietu, ogromną większość tekstu napisał na nowo. Naszpikował odniesieniami do polskiej współczesności i do samego siebie (Bocian to postać, którą grał w dwóch filmach Jacka Bromskiego). Zilustrował piosenkami, też wykonywanymi przez siebie z gitarą, należącymi do kanonu popkultury biesiadnej. I jeszcze umiał zachęcić widzów żeby śpiewali razem z nim. To jest wzór teatru interaktywnego.
Główna opowiastka jest prosta: człowiek zarabiający na weselach, owdowiał. Zatrzymuje się w warszawskim mieszkaniu syna w oczekiwaniu na spadek i usiłuje prowadzić zabawowe życie, co prowadzi do zabawnych spiętrzeń akcji.
To klasyczna farsa, bez takich ambicji, jakie miało wczorajsze „Wszystko o mężczyznach” Miro Gavrana. Jej atutem są przede wszystkim zabawnie napisane dialogi i sytuacyjne gagi – rekord biją słowne starcia Jana Bociana (Emilian Kamiński) z synową Zdzisławą (Hanna Konarowska, córka Joanny Szczepkowskiej i Mirosława Konarowskiego). Oni są też najzabawniejszymi postaciami przedstawienia. Wspiera ich swoim specyficznym, refleksyjnym humorem jakby stworzony do takich przedstawień Wojciech Solarz w roli syna. Pozostali też są świetni: Milena Staszuk, Sylwia Gliwa, Małgorzata Sadowska.
Przypominają się najlepsze wzorce podobnych komedii francuskich czy angielskich. I o to chodzi. Kamiński nie boi się teatru wychodzącego ku widzowi, chcącemu się trochę pobawić, a trochę poemocjonować losami „naszych” bohaterów”. Sprzyja temu aura, nieuchwytna, a przecież przemożna. To jest zabawne, ale też ciepłe, nie brutalne wobec portretowanych postaci. Utwierdzają to wrażenie śpiewane w antraktach przez Kamińskiego piosenki. Pozornie wychodzą poza współczesną fabułę, cofają nas kilkadziesiąt lat wstecz, wracają nawet do takich wątków jak stan wojenny („Zielona wrona”). Są trochę autobiografią głównego twórcy, dla którego są to sprawy ważne. I mam wrażenie, że publiczność to rozumie.
Napisałem przy okazji „Wszystko o mężczyznach”, że Emilian Kamiński robi teatr dla ludzi. Dla Polaka zmęczonego codziennością. To teatr bez zadęcia, bez fałszywych metafor, bez upiornej publicystyki ubranej w pozór eksperymentu, bez kaleczenia cudzych dawnych tekstów. Tu albo znajduje się obiecujące sztuki („Wszystko o mężczyznach”), albo samemu się je pisze („Trzecia młodość bociana”). Taką samą naturę miał przerobiony na operę czy na operowy musical „Dzień świra”, według libretta Marka Koterskiego. Taki teatr ma wbrew pozorom większy związek ze współczesnością, z naszym życiem.
Zrobił to w dużej mierze jeden człowiek ze swoim prywatnym teatrem, szukający sponsorów (Orlen) i wiedzący, co lubi. Lubi być ze swoimi widzami, których jeszcze na koniec premiery wciąga do wspólnej piosenki. Wielkie dzięki, Panie Emilianie, że stworzył Pan takie miejsce dla Warszawiaków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/355975-wielkie-dzieki-panie-emilianie-ze-stworzyl-pan-takie-miejsce-trzecia-mlodosc-bociana