Tytuł „księcia”, ważny w dynastycznych szachach do połowy XIX wieku, w naszych czasach zdewaluował się politycznie. W zamian często przyznawano go osobom owszem, szlacheckiego urodzenia, których dystynkcja wyrażała się jednak nie tyle w robieniu szpadą, umiejętności należytej oceny wierzchowca czy poprowadzenia konwersacji, co w przymiotach znacznie ważniejszych: szerokości i szlachetności spojrzenia. „Księciem” polskich wydawców i publicystów został w drugiej połowie XX wieku Jerzy Giedroyc, księciem tytułowano autora „Lamparta” Giulio di Lampedusę (skądinąd syna diuka), w kilku republikańskich krajach też grzecznościowo oferowano ten tytuł mędrcom i krytykom.
Gdyby w Rosji nie wybuchły dwie rewolucje roku 1917, Vladimir Nabokov byłby co najwyżej, jako szlachetnie urodzony, „barinem”, głowiącym się, jak z upodobania do szachów, motyli i sztychu pióra utrzymać rodzinną posiadłość Rożdiestwienskoje. Umknąwszy bolszewii, po trzech dekadach chudego życia literata na wygnaniu, stał się księciem – za sprawą szerokości perspektywy, trafności sądów, mistrzostwa frazy, ale też niezrównanej i niepodrabialnej pańskości, z jaką traktował dyktatury dawne i współczesne mu, prostactwo wszelkiej maści i demagogię półinteligentów i postępowców.
Wszystkie te cnoty miał okazję zademonstrować, spisując, a potem wygłaszając wykłady o pięciu gigantach XIX-wiecznej prozy rosyjskiej - Gogolu, Turgieniewie, Tołstoju, Dostojewskim i Czechowie, uzupełnionych o garść morderczych złośliwości pod adresem Gorkiego, cenzorów i innych żywiołków drobniejszego płazu. Wykłady te przygotowywał, nie będąc jeszcze TYM Nabokovem, lecz szerzej nieznanym literatem, przemawiającym do grupy studentów. W naszych wikipedycznych czasach wiedzy bardzo płytkiej, lecz powszechnej, tudzież przy naszej, swoiście polskiej, dość powszechnej kompetencji (bynajmniej nie zawsze przekładającej się na sympatię) w kwestiach rosyjskich trudno sobie nawet wyobrazić, jak dalece czytelnicy „Reader’s Digest” z MidWestu mogli NIC nie wiedzieć o istnieniu jakiegoś Turgieniewa, cara, chłopów pańszczyźnianych czy prawosławia. To, że Nabokov potrafił, w trakcie wirtuozerskiej półtorej godziny, przeprowadzić swoich słuchaczy od wytłumaczenia tych egzotycznych zjawisk do rozłożenia na części pierwsze konstrukcji „Mewy” Czechowa lub mechanizmu winy i neurozy u Dostojewskiego jest miarą jego wielkości.
Tym samym „Wykłady o literaturze rosyjskiej” są i dla tych, którzy ciekawi są Tołstoja, i dla tych, którzy ciekawi są Nabokova, i dla tych którzy – znając już jednego i drugiego, jak również fascynację tego drugiego światem luster, symetrii i sobowtórów – mogą rozważać, na ile niezrównany Timofiej Pawłowicz Pnin, rosyjski emigrant-wykładowca, bezradny, niezdarny i urzekający, bohater najcieplejszej powieści Nabokova, stanowił cień swojego autora.
Więcej „Wykładach o literaturze rosyjskiej” (Wydawnictwo Aletheia) oraz o reportażu o rodowodzie i przeszłości mało znanej krainy na pograniczu Podhala, Słowacji, Górnych Węgier i fantazji pióra Ludwiki Włodek („Spisz. Cztery sztandary, jeden adres”, Wydawnictwo Literackie) – w najnowszym numerze tygodnika „W Sieci”, dostępnym w kioskach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/350238-rosyjski-ksiaze-na-wygnaniu