Potrafił śpiewać, grać na trąbce, prowadzić koncert z fantastyczną lekkością. Myślę, że była to unikatowa postać pod każdym względem
— tak o zmarłym artyście mówi dziennikarz muzyczny - Piotr Metz. Zbigniew Wodecki, wokalista, skrzypek i trębacz, zmarł w poniedziałek w Warszawie; miał 67 lat.
CZYTAJ TEŻ: Zbigniew Wodecki nie żyje. Wybitny muzyk i wokalista przegrał walkę z chorobą. Miał 67 lat
„Wspaniały, towarzyski człowiek; dusza towarzystwa, gaduła i kopalnia anegdot. Ale równocześnie fantastyczny profesjonalista w wielu dziedzinach, niemający w Polsce konkurencji. Człowiek, który -chyba jako jedyny w Polsce - potrafił zaśpiewać Nata +Kinga+ Cole’a tak, że nie musieliśmy mieć kompleksów wobec oryginału”**
— mówił Metz.
Jak dodał, Wodecki „potrafił śpiewać, grać na trąbce, prowadzić koncert z fantastyczną lekkością.
Jako jedyny chyba narodził się po raz kolejny po kilkudziesięciu latach i to dla zupełnie innej publiczności, robiąc z zespołem Mitch and Mitch swoją klasyczną, choć nieco zapomnianą płytę. Myślę, że była to unikatowa postać pod każdym względem”
— ocenił.
Podkreślił również, że ktoś, kto „kojarzy Zbigniewa Wodeckiego z dwóch, trzech największych przebojów, to ktoś, kto nie ma pojęcia, jak wielka była jego klasa, jak zaczynał w krakowskim środowisku. Ale tak to już jest.
Być może jest to dowód na jego szaloną uniwersalność. Potrafił śpiewać dla prawie każdej publiczności z równym sukcesem. A to domena naprawdę nielicznych”
—zaznaczył dziennikarz.
Tak z kolei wspomina artystę Roman Rogowiecki:
To był znakomity muzyk, świetny wokalista, uroczy człowiek, który się nigdy na nic nie żalił, zawsze uśmiechnięty - ktoś kogo lubiło się spotykać, słuchać ,oglądać po prostu - Zbyszek Wodecki.
Pozostawia masę muzyki, od takich rzeczy, które go prześladowały, ale dzielnie to znosił jak „Pszczółka Maja” czy „Chałupy welcome to”. Mówił: no dobra, muszę zaśpiewać tę Pszczółkę Maję, bo mnie zamordują… On był artysą, który rozumiał swoją rolę, że musi śpiewać to co ludzie lubią , kochają…
„Zacznij od Bacha” , jest na pewno świetną wskazówką dla każdego, by muzyczną edukację zacząć od kogoś, kto był zapewne największym kompozytorem. Każdy z nas będzie miał jakąś piosenkę, która mu się podoba.
Polska estrada zostaje bez człowieka, który dawał fantastyczną dobrą energię. Rozumiał, że zawsze trzeba walczyć o to swoje miejsce na scenie muzycznej. Nigdy nie narzekał, że mnie już nie puszczają… Jego zawód był jego hobby. Scena to było jego miejsce
— mówił w TVP Info Rogowiecki.
„Przyjdzie czas, że i ja rzucę to wszystko w cholerę i się spotkamy Drogi Zbyszku…”
— napisał na swoim Twitterze dziennikarz Hirek Wrona:
Po wydaniu płyty z Mitch and Mitch mówił, że nie wie, co się dzieje - młodsze pokolenie wzięło go za swojego rówieśnika. Odszedł w momencie największego uznania
— wspomina Wodeckiego Magda Umer.
Widzieliśmy się niedawno, miesiąc temu na mszy, poświęconej Wojtkowi Młynarskiemu. Był w dobrej formie, pogodny. Mówiliśmy sobie z radością, że żyjemy i że trzeba cieszyć się każdym kolejnym dniem, cenić każdą chwilę, jaka została
— powiedziała PAP Magda Umer, piosenkarka i reżyserka, wykonawczyni poezji śpiewanej.
Jak zaznaczyła,
„Zbyszek był jednym z najpoważniejszych artystów, jakich poznałam. Był też +królem życia+ i takim zostanie”.
Wspomniała także zdziwienie artysty, gdy „po wydaniu płyty z zespołem Mitch and Mitch udzielał wywiadów, w których mówił, że sam nie wie, co się dzieje - że młodsze pokolenie wzięło go za swojego rówieśnika. Cieszył się bardzo tym, że nie tylko dzieci, z powodu +Pszczółki Mai+, go znają, ale że akceptuje go także młode pokolenie. Odszedł w momencie największego uznania”
— podkreśliła.
Był uroczym, fantastycznym człowiekiem, dowcipnym, niesamowicie prowadzącym koncerty. To był wspaniały człowiek i wielki artysta
— powiedział z kolei aktor Andrzej Grabowski.
„O jego śmierci dowiedziałem się dopiero kilka minut temu i bardzo trudno mi zebrać myśli. Odszedł od nas wielki artysta i wspaniały człowiek, naprawdę wspaniały człowiek, od kiedy pamiętam. Był uroczym, fantastycznym, uśmiechniętym człowiekiem, nigdy nie złośliwym, dowcipnym, niesamowicie prowadzącym swoje koncerty”
— powiedział Andrzej Grabowski.
Jak zaznaczył, Wodecki nigdy nie potrzebował konferansjera na koncertach, ponieważ sam nim był.
„I to niezmiernie dowcipnym, ludzie się śmiali podczas jego koncertów, słuchali tych jego fantastycznych wykonań piosenek, jego genialnej gry na skrzypcach. Słuchali, jak grał na trąbce, słuchali jego opowieści o sobie, o życiu, o dzieciństwie”
— mówił Grabowski.
„To był naprawdę wspaniały człowiek i wielki artysta. To olbrzymia strata. Jego twórczość była przecież tak bogata. Uwielbiał koncertować, uwielbiał kontakt z żywą publicznością. To był artysta, który robił najwięcej kilometrów w kraju spośród wszystkich moich znajomych artystów. Uwielbiał zresztą jeździć samochodem”
— opowiadał aktor.
Przyznał, że Wodecki zawsze „wyglądał wspaniale”.
„Wyglądał na człowieka, który nigdy nie miał problemów zdrowotnych. Nie wiedziałem, że ma chore serce, nigdy o tym nie wspominał. Spotkania z nim to była jedna wielka przyjemność. On dowcipkował, ja dowcipkowałem, wspominaliśmy wspólnych znajomych, miejsca. To okropna wiadomość. Coś, z czym trudno się pogodzić”
— podkreślił Grabowski.
Wybitnie utalentowany i profesjonalny artysta. Jednym słowem - profesjonalista w każdym calu, z którym bardzo dobrze było razem występować, grać koncerty
— powiedział PAP Jan Pietrzak.
„Ubolewam, bo to duża strata dla polskiej rozrywki, dla świata artystycznego. Z pewnością mógł jeszcze wiele nagrać i z powodzeniem występować”
— đopowiedział Pietrzak.
„Znałem go dobrze. W naszym showbiznesie był najlepszym reprezentantem Krakowa. Powszechnie lubiany i ceniony w środowisku, bo chyba nigdy nie miał wrogów, a na dodatek kochany przez publiczność”
— dodał.
„Świeć Panie nad jego duszą. Bardzo żałuję, że odszedł”
— zakończył szef kabaretu Pod Egidą.
Wszystko potrafił, miał bardzo szerokie emploi. To było jego największym talentem, że był w stanie śpiewać nawet takie piosenki jak „Chałupy Welcome to”
— powiedział kompozytor Zygmunt Konieczny.
Konieczny wspomniał o trzech najważniejszych wydarzeniach z życia Wodeckiego, w których i on sam uczestniczył: poznania narzeczonej Wodeckiego, świadkowania na ich ślubie i… polecenia go jednemu z dziennikarzy telewizyjnych, który - za sugestią Koniecznego - wziął muzyka do programu.
„Może nie byłem ojcem sukcesu Wodeckiego, ale może przez to w pewnym stopniu przyczyniłem się do jego kariery” -
—mówił Konieczny.
„Poznaliśmy się z Wodeckim w zespole Ewy Demarczyk, gdzie razem graliśmy. Wodecki grał tam na skrzypcach, wspólnie wyjeżdżaliśmy za granicę” - opowiadał.
Ostatnio drogi muzyków, jak mówił kompozytor w rozmowie z PAP, nieco się rozeszły. Wodecki śpiewał co innego niż Konieczny, ale jedna rzecz się nie zmieniła.
„Jego talent był do końca wspaniały. Wodecki, niezmiennie, był gwiazdą do końca”
— dodał.
Wodecki w pamięci Koniecznego to przede wszystkim człowiek niezwykle sympatyczny.
„Niektórzy żartowali, że jak ktoś gra na skrzypcach i śpiewa to jest jak Wodecki. Stał się indywidualnością i mimo nie tak młodego wieku (Wodecki zmarł w wieku 67 lat - PAP) miał wspaniałą kondycję”
— skomentował Konieczny.
„Wciąż był gwiazdą. Znakomita była jego technika, siła fizyczna. To nie tylko o talent chodziło, ale też o siłę, by móc tak długo śpiewać. Zbyszek to miał i wciąż robił to wszystko znakomicie”
— dodał Konieczny i podkreślił, że „drugą tak długowieczną gwiazdą jest jedynie Maryla Rodowicz”.
Wodecki, jak mówił, był szalenie pracowity - potrafił biec z próby na próbę, z nagrania na nagranie.
„Miał pół godziny, a potem gnał dalej”
— mówił Konieczny. Jak dodał, oprócz tego znakomicie jeździł samochodem - „i to bez względu na pogodę: czy śnieg, czy ślisko”. Jeździł sam na wszystkie imprezy, na których występował.
Zdaniem Koniecznego - pytanego o „Chałupy”, które szczęśliwie lub nieszczęśliwie przylgnęły do Wodeckiego - każdy artysta chciałby mieć tak szerokie emploi i być w stanie śpiewać nawet takie piosenki.
„Wodecki był niezwykle muzykalny. Wychodziły mu zarówno trudne kompozycje, jak i przeboje typu +Chałup+ albo +Pszczółki Mai+”. On wszystko potrafił, to było jego największym talentem”
— powiedział Konieczny.
Tracimy bardzo dobrego piosenkarza i świetnego muzyka, który nie tylko śpiewał, ale był doskonałym trębaczem i instrumentalistą
-– tak wspominał Zbigniewa Wodeckiego jego kolega po fachu, Krzysztof Cugowski.
Cugowski zwrócił uwagę, że piosenki Wodeckiego nie były proste ani banalne.
Komponował jak na muzykę rozrywkową dosyć skomplikowane piosenki, które były na bardzo wysokim poziomie, wiadomo poza „Pszczółką Mają”, od której się na początku kariery odżegnywał, ale potem okazało się, że to jego wielki przebój, a o przebojach się nic nie mówi
-– powiedział Cugowski.
Stwierdził, że będzie brakowało przede wszystkim świetnego muzyka, których na polskiej scenie za wielu nie ma.
Odchodzi jeden z tych, który nie powinien odejść. To był miły człowiek. Zbyszek był człowiekiem bardzo lubianym, nigdy nie był agresywny, nie walczył z nikim. Takim go będziemy pamiętać. Wszystko, co powiemy, będzie banalne
-– stwierdził. Dodał, że trudno mówić o piosenkarzu „był”, bo wciąż wydaje mu się, że „jest”.
Zapamiętam go od strony ludzkiej, chociaż artystycznej też bardzo mocno. Jestem z trochę innego pokolenia, ja tych piosenek Zbigniewa nie prezentowałem często w Trójce, do czego się bez bicia przyznaje teraz, ale gdy ponownie pojawiła się po 40 latach jego płyta z zespołem Mitch&Mitch, wtedy to już był festiwal na antenie, również z jego wywiadami
-– tak mówił o zmarłym w poniedziałek Zbigniewie Wodeckim, Piotr Stelmach, dziennikarz radiowej Trójki.
Miałem takie wrażenie, że ilekroć on wchodził na wywiad, przychodził do Trójki, żebyśmy mogli z nim porozmawiać, to mimo że się go nie znało z dawnych lat, nie pamiętało, robił takie wrażenie już po pierwszej minucie jak gdyby znało się go od kilkunastu lat
-– mówił Stelmach. Jego zdaniem Wodecki był wulkanem energii, pozytywnej mocy.
Jedno zdarzenie zapamiętam do końca życia, bo to było zupełnie niezwykłe i pokazuje, jak piękny miał dystans do tego, co robił. Przed tym startem z zespołem Mitch&Mitch, umówiliśmy się w Trójce, że zespół wyjdzie na scenę, będzie grał regularny koncert, a Zbigniew usiądzie wśród publiczności i oni w pewnym momencie do niego podejdą, zaimprowizują i zaproszą go na scenę. Wskazali na niego, wyszedł na scenę, zaśpiewał z nimi dwa kapitalne utwory, a potem była cała trasa i wskrzeszenie tej płyty
-– wspominał. Dodał, że za każdym razem właśnie tak było, że Wodecki był pięknym samograjem.
ansa/PAP/TVP Info
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/340862-wielki-artysta-zawsze-usmiechniety-cudowny-uroczy-czlowiek-magda-umer-andrzej-grabowski-jan-pietrzak-i-inni-wspominaja-zbigniewa-wodeckiego