eTeatr.pl zrobił to, co zrobić powinien: przypomniał wywiad, jakiego Michał Gieleta udzielił w roku 2014 na dokładkę Wysokim Obcasom. Przemawiał z pozycji człowieka pracującego w teatrach i operach angielskich. Krytykował teatr kontynentalny, ale przede wszystkim polski.
Oto fragmenty:
„Nie mam w Polsce doświadczeń zawodowych, ale to, co obserwuję z dystansu w Europie Centralnej, to dominacja regietheater - reżyserskiej megainterpretacji i często barbarzyńskiej ingerencji w tekst, marginalne poszanowanie dla własności intelektualnej autora. Z anglosaskiego punktu widzenia to trudne do zrozumienia i niezgodne z prawem. Często patrzę z podniesionymi brwiami, jak kontynentalni koledzy kreślą dramaty i kleją je w kolaże. Nie uważam, że reżyser, ja czy Robert Wilson, jesteśmy więksi od Szekspira, Czechowa czy Ibsena. Redagowanie tekstu to misterna robota, w Wielkiej Brytanii powierzana największym żyjącym pisarzom. Zamiast maniakalnie siekającego toporka potrzebny jest skalpel profesjonalisty. Czy świat Verdiego nabiera głębszego znaczenia, jeśli postacie biegają nago w świetle neonowych lamp po scenografii odwróconej do góry nogami? Jest to możliwe tylko w systemie opłacanym z pieniędzy podatnika. (…)
Zdarza się, że żyjący autorzy odbierają teatrom prawa do produkcji swoich tekstów. Słynna stała się sprawa teatru w Berlinie, który wystawił „Trzy wysokie kobiety” Edwarda Albee’ego. W oryginalnym dramacie są oczywiście trzy kobiety i mężczyzna - syn. Natomiast reżyser wymyślił sobie kolejnego mężczyznę, który miał być odbiciem syna, jego kochankiem czy kimś w tym rodzaju. Albee wycofał prawa i wywiązała się wielka debata, czym jest teatr i jaka jest rola reżysera.”
No właśnie. Kiedy ja piszę o rozbuchanym ego polskich reżyserów, o zbędnych udziwnieniach często odbierających tekstowi mówionemu ze sceny elementarny sens, słyszę od Jakuba Majmurka, od profesora Kosińskiego, wicedyrektora Instytutu Teatralnego i innych tego typu osób, że jestem niemądrym prawicuchem nie rozumiejącym ducha postępu, oglądającym się za siebie. Cieszę się, że jestem w dobrym towarzystwie. Anglików i Michała Gielety.
Takim właśnie, zdominowanym przez reżyserską biegunkę myślową, nie szanującą nie tylko tradycji, ale zwykłego zdrowego rozsądku, był Stary Teatr pod rządami Jana Klaty. I teraz nowym dyrektorem zostaje dawny redaktor z „Wyborczej” i dawny szef TVP Kielce Marek Mikos. Ale kierownikiem artystycznym ma być właśnie Michał Gieleta. Ze swoim podejściem do poszanowania literackiego tekstu.
Nie rozumiecie jeszcze zmiany, jaka nastąpiła w Starym Teatrze? Wrzask lewicowego saloniku rozbrzmiewa, pisarz Antoni Libera czy Joanna Wnuk-Nazarowa, dawna minister kultury (nota bene z ramienia Unii Wolności) są wyzywani przez reżyser Monikę Strzępkę od „cyngloczłonków”, bo nie ulegli dyktatowi i nie obsadzili Klaty na kolejne pięć lat, a jak wiadomo środowisko zdecydowało…
Jeśli Stary Teatr zmieni się w duchu słów Gielety będzie to jeden z największych sukcesów profesora Piotra Glińskiego i wiceminister Wandy Zwinogrodzkiej. Trzymam za to kciuki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/340209-chcecie-zrozumiec-sens-zmiany-w-starym-teatrze-to-czytajcie-slowa-michala-gielety-nowego-kierownika-artystycznego