„Gazeta Wyborcza” ogłasza na pierwszej stronie: „To kolejna >>dobra zmiana>> na polskiej scenie”. Czyli jednym słowem PiS wziął sobie Stary Teatr w Krakowie. Ale już na pierwszy rzut oka nic się nie zgadza.Jana Klatę przedstawianego w „Wyborczej” jako ”buntownik z różańcem w kieszeni” zastąpił Marek Mikos, wieloletni dziennikarz „Wyborczej”, ostatnio szef TVP Kielce, który odszedł z tego stanowiska, kiedy kontrolę nad mediami publicznymi zdobył PiS. Kto więc wziął Stary Teatr?
Dyrektora wyłaniano w procedurze konkursu. Ale ponieważ teatr krakowski to jedna z kilku „scen narodowych”, większość w komisji mieli przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jak widać nie postawili na zwolennika obecnej władzy, na kogoś kojarzonego z prawicą. Ale postanowili zakończyć pięcioletnie rządy Klaty. Nawet za cenę postawienia na kogoś tyleż mało znanego co ideowo „neutralnego”.
Choć zaraz po dojściu PiS do władzy, Klata kreował się na polityczną ofiarę, spór dotyczył założeń artystycznych. Kiedy w roku 2013 środowiska konserwatywne podjęły ostrą krytykę linii programowej Klary, zarzucano mu bełkot i jałowe eksperymentatorstwo.
Witold Mrozek, recenzent „Wyborczej” przypomina ze zgrozą jak to grupa widzów (oczywiście ze „skrajnej prawicy”, ludzie krytykowani przez Czerską zawsze są ze „skrajnej prawicy”) przerwali przedstawienie „Na drodze do Damaszku”, formalnie autorstwa Augusta Strindberga. Zapomina dodać, że chodziło nie tyle o śmiałe sceny erotyczne, co o zarzut, że nijak się one nie tłumaczą w tym przedstawieniu, a całość jest bezsensem.
W tamtych czasach także poseł PO Jerzy Federowicz (dawny dyrektor Teatru Ludowego w Nowej Hucie) mówił, że Klata tworzy teatr nie na miarę sceny narodowej. Kiedy nieco później Klata wystawił „Króla Leara” jako sztukę o… papieżu to lewicowiec Jan Hartman uznał ją za przykład braku sensu i intelektualnej spójności, a nawet przychylni recenzenci z zakłopotaniem przyznawali, że między wypowiadanym tekstem, a tym co dzieje się na scenie brak jest korelacji.
Owszem, Klata kreował się na niepokornego lewicowca, owszem wystawiał publicystyczne manifesty Strzępki i Demirskiego, nieraz o lewackim zabarwieniu. Ale pozostał przede wszystkim efekciarzem. Nie na miarę sceny, sławnej z nieraz kontrowersyjnych, ale wielkich, zmagających się z literaturą inscenizacji Konrada Swinarskiego, Zygmunta Huebnera, Andrzeja Wajdy, Jerzego Jarockiego czy nawet Mikołaja Grabowskiego.
Recenzent Mrozek zaledwie wczoraj przypuszczał, że MKiDN pozostawi jednak Klatę, bo rywale są z jego punktu widzenia ideowo jeszcze gorsi (związany z Krystianem Lupą reżyser Paweł Miśkiewicz), albo zbyt kontrowersyjni dla teatralnego mainstreamu (najbardziej tradycjonalny, przedstawiający ciekawy program Jacek Zembrzuski), albo zbyt mało znani (jak właśnie Mikos).
Najwyraźniej ministerialni urzędnicy postawili na kogoś, kogo można atakować co najwyżej za brak doświadczenia i małą rozpoznawalność. Sceny nie oddano nikomu z prawicy. Ale odebrano ją specjaliście od jałowych zabaw, dużemu, zakochanemu w sobie dziecku, naprawdę nie na miarę sceny narodowej. I to wydaje się najważniejszym elementem zmiany. Którą lewicowy salon i tak zaatakuje, choć dyrektorem został dawny kulturalny redaktor „Wyborczej”. Resort ministra Glińskiego pokazuje, że próbuje się wyzwolić od dyktatu tego salonu.
Czy postawiono na dobre narzędzie zmiany? To się dopiero okaże. Ale zastępca do spraw artystycznych nowego dyrektora Michał Gieleta, specjalizujący się w inscenizacjach oper, deklaruje odejście od teatru „postdramatycznego”, czyli takiego w której fabuła i literacki tekst nie mają znaczenia. Jeśli tak będzie, oznacza, że ministerstwo kultury jest w stanie wprowadzić do linii ogromnej większości teatrów choć jedną, za to ważną korektę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/339167-koniec-klaty-w-teatrze-starym-tak-to-dobra-zmiana-czy-postawiono-na-dobre-narzedzie-zmiany-to-sie-dopiero-okaze