Bardzo trudno jest opisać „Pokot” Agnieszki Holland bez spoilerowania – bo największa pułapka intelektualna i przede wszystkim moralna zawiera się w jego finale. Ponieważ to po trosze kryminał, kto nie chce, niech nie czyta. Inna sprawa, że Łukasz Adamski już cokolwiek ujawnił.
Nie jest wbrew temu co wielu sądzi film wprost antypisowski. Mógłby się z powodzeniem dziać w gminie rządzonej przez PO. Co więcej, autorzy niejednego memu dowiedli już ponad wszelką wątpliwość, że jednym z jego negatywnych bohaterów mógłby być zapalony myśliwy Bronisław Komorowski. Jarosław czy Lech Kaczyński zupełnie nie, bo obaj wiele razy wypowiadali się przeciw polowaniom.
Krzysztof Kłopotowski stwierdził, że jest to atak na polski katolicyzm i polską prowincję. Tylko do pewnego stopnia – o nieco demonicznym księdzu granym przez Marcina Bosaka wiemy tyle, że uwielbia polować i jest powiązany z miejscową kliką – dałby Bóg żeby tylko takie zarzuty dotykały polskiego Kościoła. Co do prowincji – jeśli każdy jej obraz jako zapyziałej i rządzonej przez ponurych zakapiorów odrzucimy jako antypolski, Gogol będzie antyrosyjski, a połowa literatury i kina amerykańskiego – antyamerykańska. Kłopotowski stawiał już podobne zarzuty dawnym filmom Smarzowskiego. Ja uważałem je za przesadne.
Choć oczywiście linia podziałów rysowanych przez Holland jest gruba, by nie rzec prostacka, zrodzona z ideologii. Z jednej strony prawie święta obrończyni zwierząt (jak się jednak okaże z głęboką skazą). Po drugiej myśliwi, obrzydliwe samce, które do polowań dodają całą gamę tradycyjnych wad: pijaństwo, brutalność wobec kobiet, kombinatorstwo. To prawda, że ten sport wciąga ludzi skłonnych do dominacji (kiedyś był bardzo popularny wśród ubeków), ale taki jednolicie czarno-biały obrazek kojarzy się jednak z agitką.
Tak jest i z innymi elementami ludzkiej geografii. Dobrzy (lub pokrzywdzeni) to kobiety, cudzoziemcy (łącznie z Niemką pozostałą po wysiedleniach, rzecz dzieje się w pięknych krajobrazach Kotliny Kłodzkiej), ewentualnie słabi mężczyźni, albo dawni hippisi. Niektóre z konfliktów rozstrzygane są poprzez płomienne przemowy rodem z podręcznika agitatora. To niewątpliwie minus filmu Agnieszki Holland, który jeszcze niedawno nakręciła z Czechami subtelny antykomunistyczny „Gorejący krzew” – o samospaleniu Jana Palacha.
Ale zarazem części talentu nie straciła: są nieźle zarysowane u punktu wyjścia postaci, jest świetna rola Agnieszki Mandat grającej ekologiczną świętą panią Duszejko. Plakat do pewnego momentu bardzo nie przeszkadza, gdy sugeruje nam się konwencję westernu. Jest też tajemnica. Rzecz dotyczy jednak głównie wojny o łowiectwo, inne konflikty to ledwie dygresje. I w tej sprawie miała Agnieszka Holland na początku moją sympatię, nawet jeśli swoich racji dowodziła nieco histerycznie i z mocno lewackimi wstawkami. Nie cierpię łowieckich rytuałów.
Rzecz skomplikowała się w finale – gdy nieco bajkowa opowieść o domniemanej wojnie zwierząt z ludźmi zmieniła się w opowieść o morderstwach. Nawet nie tylko z ekologicznego motywu.
Widziałem i akceptowałem niejeden film, w którym bohater lub bohaterka zabijający człowieka budzą sympatię, współczucie. Ale tu nie ma żadnego problemu. Jest tylko rozgrzeszenie przez innych pozytywnych bohaterów i przez autorów scenariusza przybierające postać tyleż naiwnego co ideologicznego finału. I na to mojej zgody nie ma.
Trudno się też zgodzić na skrajne monologi głównej bohaterki potępiającej jedzenie mięsa. Ciekaw skądinąd jestem, czy wszyscy członkowie ekipy realizującej film są naprawdę wegetarianami i traktują serio rozważania czeskiego bohatera filmu o „holokauście larw”. Ale to bym uznał za dziwactwo. Pochwałę zabójstwa nie. Po raz kolejny narusza się tabu.
Holland je narusza posiłkując się ideologicznym tekstem zwiastującym jakąś nieokreśloną rewolucję. To nie jest zabawa. Słusznie zauważył Łukasz Adamski, że podstarzali hippisi porzucają swoją pokojowość dla żądzy mordu. A już serio to kolejny przypadek, po jednej ze scen w „Klątwie” Olivera Frljicia, kiedy o przemocy mówią głośno polskie lewicowe elity mające poczucie klęski. Uważam to za groźne.
Agnieszka Holland marzy o ekologicznym matriarchacie, tymczasem ma Kaczyńskiego z Trumpem. Rozumiem frustrację. Ale zabawa ludzkim życiem jest zwyczajnie niebezpieczna. Nawet w kinie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/329193-pokot-o-frustracji-podstarzalych-hippisow-ekologicznego-matriarchatu-nie-bedzie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.