Zaraz po wiadomości o jego śmierci odnalazłem od razu wykonywaną przez niego balladę „Nieboszczyk” z repertuaru Włodzimierza Wysockiego. Nabrała ona teraz zupełnie zdumiewającego wydźwięku. Wszyscy kojarzymy oczywiście Gustawa Lutkiewicza przede wszystkim z „Modlitwą”, tę wspaniałą pieśń śpiewał za Bułatem Okudżawą do słów Francoisa Villona. Ballad Okudżawy w jego wykonaniu było zresztą więcej, pamiętam vinylową płytę z czasów mojej wczesnej młodości. To zdumiewające, że aktor najczęściej obsadzany w roli szczwanych graczy, pazernych szynkarzy i groteskowych urzędników, mógł się okazać śpiewając budzicielem takich wzruszeń.
Zmarł w wieku 93 lat. Był świetnym aktorem charakterystycznym, specem od drugoplanowych, jakże wyrazistych postaci. Gdy myślimy o filmie pojawia się od razu całe mnóstwo skojarzeń, od prezesa spółdzielni mieszkaniowej u Barei („Nie ma róży bez ognia”, „Alternatywy 4”) po sklepikarza Karabasza ze „Złotopolskich”. Ale galeria to była przeogromna. Nie dane mu było wysunąć się w kinie na plan pierwszy. Ale przecież jego epizodu lekarza (z Edwardem Dziewońskim u boku) w „CK Dezerterów” nie sposób zapomnieć. Tak jak starsze pokolenie nie zapomniało, jaką perełkę zrobił z epizodu w serialu „Daleko od szosy”.” Daj mi nogę, daj mi nogę. Ja ci nogi, ja ci nogi dać nie mogę” – do dziś wybuchamy śmiechem, kiedy nam przypomnieć tę jego „serenadę”.
Był wspaniałym, pracowitym, precyzyjnym aktorem teatralnym. W Teatrze Powszechnym występował dwa razy, ale po raz drugi od 1974 do 2010 – angażował go tam Zygmunt Hubner. Grał w większości najwspanialszych przedstawień tej placówki – od „Sprawy Dantona” Przybyszewskiej w reżyserii Andrzeja Wajdy poprzez znakomitych „Wrogów” Gorkiego po „Spiskowców” Josepha Conrada. Były to role większe, mniejsze, często rodzajowe, ale budujące klimat zdarzeń, epoki, środowiska. Zawiesiste, czasem komiczne, czasem obnażające z okrucieństwem ludzką małość, choć i okazującą ludziom współczucie . Ja zapamiętałem może najlepiej jego pyszną rólkę prezydenta Clevelanda w „Buffalo Billu” Arthura Kopita w reżyserii Hubnera.
Uwaga na boku – ten teatr był mocno otwarty na lewicową wrażliwość, choć w czasach PRL znaczyło to całkiem co innego. Ale to jednak teatr mądry, dyskursywny, wielobarwny, opowiadający nam o człowieku, nie traktujący aktora jako narzędzia w histerycznych happeningach. Wymagający od odtwórców najmniejszych ról najróżniejszych zegarmistrzowskich umiejętności. Dziś choć zmarły w roku 1989 Hubner patronuje budynkowi na Zamoyskiego, tamtego teatru już nie ma. Nie ma go na pewno szczególnie w tamtym miejscu.
Czy Lutkiewicz był artystą spełnionym? Grał mnóstwo, do końca oscylował między zjadliwą wiwisekcją i pobłażliwością wobec swoich postaci, a zarazem mam poczucie, że jak wielu tzw. aktorów charakterystycznych nie dostał szansy na rolę życia. Może rolą życia były te wspaniałe ballady, posłuchajcie ich państwo dzisiejszego wieczoru. Ciężka choroba oczy wyłączyła go przez ostatnie lata z aktywności, nie miał swojego późnego benefisu jak Danuta Szaflarska. Wieczny odpoczynek…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/329016-zmarl-gustaw-lutkiewicz-aktor-precyzyjnego-rysunku-postaci