Pan Jakub Majmurek z „Krytyki Politycznej”, krytyk skrajnie lewicowy, ale oczytany i bystry, przyjął owacjami przedstawienie „Klątwy” Olivera Frljicia w warszawskim Teatrze Powszechnym. Wprawdzie w finale przestrzega, że lewica nie może się ograniczać do dekonstrukcji, ale uznaje widowisko za ważne i potrzebne. „Koszmar dobrej zmiany. Ta sztuka obraża krzyż, papieża, symbole narodowe, księży, Kaczyńskiego i pro-life” – to mają być jego atuty.
Frljić to Chorwat, któremu nie udało się zrealizować w krakowskim Starym Teatrze „Nieboskiej komedii” Krasińskiego jako sztuki o polskim antysemityzmie, także z powodu protestów części zespołu aktorskiego. Ale który na festiwal w Bydgoszczy przywiózł Polakom widowisko „Naše vasilije i vaše vasilije” – w kluczowej scenie aktorka wpycha sobie polską flagę w pochwę, pojawiła się też parafraza czy parodia sceny ukrzyżowania.
„Klątwa” została pomyślana jako swoista polityczna prowokacja przez najbardziej lewicowy teatr w Warszawie. Majmurek nawet tego nie ukrywa
„Spektakl wychodzi od Klątwy Wyspiańskiego, ale interesuje go tak naprawdę co innego: diagnoza warunków możliwości wolnej debaty w sztuce we współczesnej Polsce. Spektakl jest jak „rozpoznanie bojem”, prowokacja mająca na celu spolaryzowanie podziałów i ujawnienie represyjnych mechanizmów naszej sfery publicznej. Reakcja na ten spektakl, to czy widzowie będą mieli możliwość swobodnie się z nim zapoznać, pokaże, jaki jest stan wolności artystycznej w Polsce 2017 roku”.
Co to ma wspólnego z Wyspiańskim? Czy pan Frljić nie może przynajmniej posługiwać się własnymi tekstami? I co to ma wspólnego ze sztuką? Jakkolwiek pojmowaną? Czy ideologiczno-polityczny happening pozostaje nią nadal? Trzeba sobie zadać to pytanie.
Oto jak zachwala pan Majmurek zalety widowiska, którego premiera właśnie się odbyła:
„Przedstawienie wygląda jak wcielony koszmar prawicowych krytyków. Wszystko to, o co mieli oni pretensje do nowego polskiego teatru, jest tu zebrane w skondensowanej formie, podkręcone do maksimum scenicznej wytrzymałości. Czego tu nie mamy?
– Postdramatyczność? Jest, tekst jest tylko bardzo odległym pretekstem, spektakl to w zasadzie seria monologów i performansów.
– Instrumentalne wykorzystywanie literackiej klasyki? A jakże.
– Wulgaryzmy, nagość, seks, momenty? Proszę bardzo, do woli.
– Bieżąca publicystyka? Pełno jej.
– Autoreferencyjność, aktorzy wychodzący z roli? Niejednokrotnie.
– Szarganie religijnych i narodowych symboli? W całej pełni i rozciągłości.
Czujemy się czasem tak, jakby reżyser i jego dramaturgiczny zespół zrobili kwerendę z tekstów o „upadku polskiego teatru” z „Do Rzeczy”, „wSieci”, „Gazety Polskiej”, „Naszego Dziennika” i innych podobnych tytułów i powiedzieli: „Wydaje się wam, że teatr obraża wasza uczucia? No to zobaczcie to!”.
Co się w takich sytuacjach dzieje z ludźmi oczytanymi i bystrymi? Przypomina mi to radość małego chłopca z powodu tego, że na złość rodzicom udało mu się najpierw zwymiotować na obrus, a potem na bis nasikać w nocy do łóżka. To równocześnie pochwała inwazji barbarzyństwa, ale i manifest piramidalnej głupoty. Głupoty doraźnego mordobicia przebranego za sztukę. A przecież mówi się tu o przedstawianiu w teatrze, który nosi imię Zygmunta Hübnera, wybitnego, do bólu racjonalnego artysty.
Prawdę mówiąc – z reguły nie operuję takim językiem – równie owocnie można by debatować o małpach w ZOO, lubiących przecież przedrzeźniać gapiów. Kultura przedrzeźniania nigdy nie zostawia po sobie niczego trwałego ani wartościowego. Na jakie manowce może prowadzić nienawiść i zideologizowanie?
I niech nikt mi nie wypomina, że sam jeszcze tego przedstawienia nie oglądałem, bo dyskutuję na razie o wystąpieniu pana Majmurka, który już oglądał. Nie sądzę aby wprowadzał mnie w błąd. Myślę, że jest precyzyjny. Tylko co z tego?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/328240-jak-chwalic-glupote-po-premierze-klatwyw-teatrze-powszechnym