Ostatnią niedzielę spędziłem w Lubartowie na Witrynie Teatralnej. Co to takiego? W tym 25-tysięcznym, urokliwym miasteczku blisko Lublina, gdzie wszystko przypomina o dawnych właścicielach, książętach Sanguszkach, istnieje młodzieżowy dom kultury, a w tym domu działa złożony z kilkudziesięciu osób amatorski teatr Trupa. Prowadzi go od przeszło 20 lat dyrektorka placówki Joanna Tomasiewicz łącząca talenty teatralnego reżysera i menadżera.
Raz do roku Trupa zaprasza do siebie podobne teatry z okolicy. Nie jest to festiwal, bo nie ma nagród. Po prostu chcą popatrzeć na siebie nawzajem, podzielić się doświadczeniami. W miejscowym liceum gromadzi się wcale liczna publiczność. Sala jest zawsze pełna.
Do tej pory moje teatralne podróże obejmowały przede wszystkim Polskę północną i zachodnią. Teraz przyszedł czas na ścianę wschodnią. Trupa już raz mnie zachwyciła. Na festiwalu Arlekinada w Inowrocławiu prawie rok temu zagrali brawurowo „Zimowy pogrzeb” izraelskiego pisarza Hanocha Levina. Zastanawiałem się, skąd Jolanta Tomasiewicz wytrzasnęła w tej niewielkiej miejscowości kilkunastu młodych ludzi płci obojga, którzy zafundowali nam czarowną, choć chwilami ponurą opowieść o życiu i śmierci. Wyrównana gra, zero sztuczności. Wyrazista galeria postaci, sporo humoru, młodzież gra udatnie starszych od siebie. Fenomen!
Teraz pokazali „Męczeństwo Piotra Oheja”, groteskową jednoaktówkę Sławomira Mrożka, chętnie graną przez szkolne teatry. O jednostce osaczonej przez splot absurdalnych okoliczności, ale i przez instytucję: państwo, rozrywkę, naukę, nawet nielojalną rodzinę. Sztuka zrobiła na mnie wrażenie cokolwiek staroświeckiej (Mrożek jest już klasykiem!), z pewnością nie tak świeżej jak Levin. A po wymianie części zespołu (roczniki odchodzą!) widać było pewien brak doświadczenia i odrobinę tremy młodziutkich aktorów. Na dokładkę z powodu dysproporcji płciowych w obecnym składzie część ról męskich grały dziewczyny.
A jednak było bardzo dobrze, chwilami znakomicie. Dałby Bóg każdemu amatorskiemu zespołowi taki brak doświadczenia. Parę scen zagrali po prostu poruszająco – wyróżnił się Kamil Żebrowski w roli tytułowej i Karolina Krupa jako dyrektorka cyrku. Obalili na końcu granicę między zabawą i morałem serio. To także wielkie zwycięstwo Mrożka. Nieraz pisałem, że z jego śmiercią skończył się w Polsce teatr.
Karolina Krupa jako dyrektorka cyrku, Kamil Żebrowski jako Piotr Ohey
Ale Trupę już znałem. Objawieniem okazał się dla mnie lubelski Teatr Panoptikum prowadzony w tamtejszym domu kultury przez charyzmatycznego Mieczysława Wojtasa. To legenda tego miasta. On preferuje montaże, własne scenariusze. „Dorosły” reżyser pisze go razem z młodzieżą.
O czym jest „Escape”? – O tym co ich interesuje – powiedział mi Mieczysław Wojtas. Najpierw o człowieku osaczonym (znowu!) przez oferty niezliczonych firm wdzierających się w nasze życie, a potem o koszmarze nieustannego show, już nawet nie telewizyjnego, a internetowego. To tak naprawdę opowieść o pułapce, jaką zastawia na everymana Facebook.
Widziałem już takie spektakle, rzecz jednak w tym, jak oni to wykonali. Brawurowa gra 10-osobowego zespołu, przede wszystkim mnóstwo komizmu zatrącającego o groteskowe przerysowanie. Młodzi ludzie nie zawsze umieją być na scenie zabawni. Ci umieli. A nad tym niby wygłupem unosił się niepokój. O to że stajemy się niewolnikami, a bunt zmienia się we własne przeciwieństwo. To ani manifest postępowości, ani konserwatyzmu, to obawa przed wszechogarniającym systemem. Warto patrzeć na takie teatry, bo dowiemy się, co boli, co obchodzi młodych ludzi. Lublin, Lubartów są naprawdę niedaleko od Warszawy.
Trzeci występ to „Na jawie i we śnie” lubelskiego teatr tańca Prefekt pod kierunkiem Renaty Pyszniak. Rolnik osaczony (jeszcze raz!) przez kobiety, i przez własną życiową izolację. I to można wytańczyć, balet przy muzyce głównie Grzegorza Ciechowskiego, na małej scence, robił wrażenie. I też znalazłem tam sporo delikatnego, wręcz pastelowego poczucia humoru.
A po występie grupy teatralne zajęły się sobą. My jedliśmy kolację, oni bawili się improwizacjami. Taki świat istnieje, młody teatr bywa bardziej żywy, opowiadający realne historie, niż niektóre zespoły profesjonalne. No i spotkałem dziesiątki ludzi, którym się chce. Gorące podziękowania dla Jolanty Tomasiewicz za Witrynę, a szefom młodzieżowych teatrów, za to że prowadzą pokaźne grupy młodych ludzi tak niebanalną drogą.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/317540-piotr-zaremba-uczta-teatralna-w-lubartowie