Raz na jakiś czas pojawiają się na rynku filmy, które zachwycają większość krytyków, wprowadzając mnie przez to w głęboką konsternację. Takie właśnie są „Zwierzęta nocy” Toma Forda. Film wydmuszka. Pretensjonalny i bełkotliwy. Jednocześnie wycmokany przez krytykę filmową. Naprawdę starałem się w nim dostrzec cokolwiek wyjątkowego, oryginalnego i głębokiego. Na próżno.
Ford ma jednak wielkie ambicie, tworząc coś na kształt pamiętnych „Godzin” Stephena Daldry’ego. Susan (Amy Adams) jest właścicielką galerii sztuki nowoczesnej. Pewnego dnia dostaje od swojego byłego męża Tony’ego (Jake Gyllenhaal) jego nową powieść. Lektura kolejnych stron brutalnego thrillera prowadzi do krytycznego spojrzenia na własne życiowe wybory. Tony napisał krwawą historię będącą wiwisekcją jego własnej traumy po odrzuceniu przez Susan. Teraźniejszość miesza się z retrospekcjami i fikcją. Różne gatunki filmowe tworzą artystyczny kolaż, który ma dowieść oryginalności scenariusza Forda.
Problem w tym, że każda z historii jest irytująco nudna i banalna. Fikcyjna opowieść jej męża jest materiałem na marne kino klasy B o zemście mężczyzny na zabójcach jego rodziny. Na dodatek świadomość, że to, co oglądamy na ekranie jest tylko ekranizacją czytanej przez Susan książki, znacząco obniża temperaturę. Jedynym jasnym punktem jest charyzmatyczny Michael Shannon w roli chorującego na raka teksańskiego policjanta.
Podobnie nudna i zbudowana na kliszach jest historia Susan, opływającej w bogactwo panienki nie mogącej sobie poradzić z wypalonym związkiem z jeszcze bogatszym mężczyzną. Książka byłego męża otwiera jej oczy na krzywdę, jaką zrobiła Walkerowi dwie dekady wcześniej. Ford nie szczędzi nam więc subtelnej jak inteligencja Petru symboliki wyrażonej dobitnie w skaleczonym książką palcu bohaterki. No bo ta książka przecież ją zrani. A może otworzy ranę? Doprawdy błyskotliwe.
Niby cały ten film jest psychologicznym labiryntem działającym na zmysły widza. Owszem, jest to film mocno wystylizowany i podbudowany kapitalną ścieżką dźwiękową naszego rodaka Abla Korzeniowskiego. Co jednak z tego, skoro na końcu labiryntu pojawia się Minotaur-ułom przytłaczający ciężarem pustkę, usilnie ukrywaną przez reżyserskie efekciarstwo.
2/6
„Zwierzęta nocy”, reż.: Tom Ford, dystr.: UIP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/317242-zwierzeta-nocy-belkotliwy-banal-ze-swietna-muzyka-korzeniowskiego-recenzja