Wolę pisać o filmach i serialach. Ale czasem polityka wyłazi na ekran tak namolnie, że nie sposób jej dłużej nie zauważać.
Kilka razy recenzowałem TVN-owski front ideologiczny, do stycznia tego roku wspierany przez TVP w rękach nominatów władzy poprzedniej. Nową ekipę, w tym ludzi, którzy mieli robić „Wiadomości”, przyjąłem z nadzieją. Przez pierwsze miesiące chwaliłem ich za to, że zmieniwszy zasadniczo agendę tematyczną, wystrzegają się tego, co było słabością mediów antyprawicowych: nachalnej propagandy, zwłaszcza klimatu personalnych nagonek.
Dziś z tych moich pochwał niewiele się ostaje. Część ludzi, którzy tam poszli, postanowiła postawić na rozwiązanie najprostsze. Propagandę przeciwnika zastąpić własną. Nie dotyczy to całej TVP, ale krwawe materiały „Wiadomości” przebijają chwilami to, co widzieliśmy za czasów Roberta Kwiatkowskiego (SLD) i Juliusza Brauna (PO). Oni przede wszystkim chwalili swoich. Ci — piętnują i demaskują przeciwnika z wdziękiem znanym z innych szerokości geograficznych.
Na tym tle wyróżnił się ostatnio cykl poświęcony fundacjom. Punkt wyjścia jeszcze rozumiałem — chodziło o pytanie, czy były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień powinien się angażować w fundacyjną działalność. Ale ten wątek mógł być tworzywem jednego, dwóch materiałów. Tymczasem dostaliśmy serial. Sensację uczyniono z pracy w fundacjach córki prezesa Rzeplińskiego i córki prezydenta Komorowskiego.
Nie wiedziałem, że w Polsce obowiązuje system zbiorowej, rodzinnej odpowiedzialności. Co gorsza, im serial trwał dłużej, tym mniej byłem w stanie pojąć, jakie zarzuty się stawia — i obu paniom, i ich fundacji Mam Prawo Wiedzieć, i innym fundacjom, które oskarżano o „związki” z tą pierwszą fundacją i — bardzo niejasno — ze światem polityki. Rozpisywano to na skomplikowanych schematach niczym plan funkcjonowania mafii, ale coraz trudniej było wyłowić zarzut. Że pozyskują publiczne pieniądze? A czym się fundacje mają zajmować?
Robi to wrażenie nieprzyjemnej zemsty. I zaniża standardy do poziomu gleby. A przy tym jest świadectwem czegoś szerszego. Raz jeszcze powtórzę: i telewizja Kwiatkowskiego, i Brauna nie poradziły sobie z zadaniem pilnowania prawomyślności Polaków. Kto wie, czy w ostatecznym rozrachunku nie przyczyniły się do porażki swoich ugrupowań. Atak histerii Beaty Tadli w rozmowie z Andrzejem Dudą był w moim przekonaniu jednym z rozlicznych gwoździ do trumny platformerskiego układu rządzącego. Produkujecie dziennikarzy, którzy w momencie próby, np. kłopotów prawicy, zachowają się podobnie. Oby nie z podobnymi skutkami.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/315307-zaremba-przed-telewizorem-w-pogoni-za-ukladem