W zasadzie powinienem przepisać moją recenzję „Pitbulla. Nowe porządki”, zmieniając tylko nazwiska głównych bohaterów filmu. Kolejne odsłona policyjnej opowieści Patryka Vegi jest tym samym, co tamten film. Tym samym do potęgi. „Niebezpieczne kobiety” są jeszcze gorzej wyreżyserowane. Jeszcze bardziej niechlujnie opowiedziane i mają jeszcze więcej zabawnych dialogów, które same w sobie stanowią kawałek fajnego kina, ale w kontekście chaotycznego scenariusza trącą efekciarstwem. Ten film zapewne przyciągnie do kin jeszcze większą widownie niż poprzednia część, dowodząc, że Vega znalazł klucz do serc masowego widza.
Tym razem spec od policyjnego kina środek ciężkości akcji przerzuca na kobiety, które w 2015 roku stanowiły 40% funkcjonariuszy. Vega nie ukrywa, że chce oddać im należne miejsce w tym gatunku filmowym.
Wśród policjantek są Zuza (Joanna Kulig) i Jadźka (Anna Dereszowska). Na drodze świeżo upieczonych policjantek los szybko stawia starszych kolegów po fachu: Gebelsa (Andrzej Grabowski) i Majamiego (Piotr Stramowski). Ich doświadczenie okaże się bezcenne w starciu funkcjonariuszek ze skorumpowanymi przełożonymi, takimi jak Izabela Zych ps. Somalia (Magdalena Cielecka) oraz brutalnym, przestępczym wszechmocnej mafii „paliwowej”. Życie prywatne bohaterek jest równie skomplikowane. Jadźka na co dzień zmaga się z nieobliczalnym mężem (Artur Żmijewski) – pracownikiem wywiadu skarbowego, powiązanym z mafią, natomiast Zuza niefortunnie wikła się w romans z Remkiem ps. Cukier (Sebastian Fabijański), socjopatycznym gangsterem, którego dziewczyna – Drabina (Alicja Bachelda-Curuś) właśnie wychodzi z więzienia… (Kino Świat)
Szanuję Patryka Vegę za to, że wypracował własny język filmowy i bez pieniędzy PISF robi kino, które ma milionową widownię. Trafia do mas, potrafiąc wprowadzić do powszechnego języka różne powiedzonka. Stawia go to obok takich mistrzów komercyjnego kina jak Juliusz Machulski czy wczesny Władysław Pasikowski. Tylko to. W przeciwieństwie do nich Vega nie potrafi od początku do końca poprowadzić spójnej, logicznej i wiarygodnej akcji.
Nie można Vedze odmówić ucha do dialogów, umiejętności wprowadzenia do kina wyrazistych postaci i odwagi w pokazywaniu świata policji w naturalistyczny sposób. Pisałem już, że gdyby Vega pohamował swoje ego i ograniczył się do funkcji producenta i współautora scenariusza, oddając lejce reżyserii lepszemu rzemieślnikowi, robiłby wybitne kino sensacyjne. A tak potrafi nakręcić mięsiste scenki, których potem nie umie poskładać w logiczną całość. To szalenie irytujące, bowiem ten chaos, przyczynkowość poszczególnych scen zabija potencjał tego autorskiego i szczerego kina.
„Pitbull. Niebezpieczne kobiety” to film bardzo pozerski. Vega co chwila popisuje się, że zna język gangusów, więzienną grypserkę i policyjną nowomowę. Widać, że niektóre sceny są stworzone wręcz pod konkretne powiedzonka, które reżyser usłyszał na siłowni albo przy wódce z gliniarzami tudzież bandziorami. To bardzo typowe dla odcinającego kupony od swojej życiowej produkcji filmowca. Vega kocha efekciarstwo, które niestety przytłacza realizm, który niegdyś był największą siłą jego znakomitego serialu. Dlatego też obok kultowych postaci jak Gebels ( Grabowski) rosną bohaterowie nieznośnie przerysowani jak gangster Cukier czy Strachu ( Tomasz Oświeciński).
Ten ostatni jako przygłupi, ale rozbrajający kark idealnie charakteryzuje kino Vegi. To świetna napakowana sterydami postać wyjęta z polskich siłowni, która w poprzednim filmie stanowiła najjaśniejszy punkt, a teraz jest po prostu przegięta. Podobnie jak przewrotnie obsadzona w roli słodkiej idiotki Olki Ostaszewska. Wydaje się, że jest w filmie umieszczona tylko po to by sprzedawać wulgarne teksty typowej dziewczyny gangstera ( tutaj jest laską gliniarza). Obie postacie przedawkowały same siebie, tracąc całą swoją moc z poprzedniego filmu. Najzgrabniej poprowadzoną postacią jest Drabina (Bachleda Curuś), która szczerze wzrusza jako matka próbująca poradzić sobie w więziennym świecie. Każdy inny bohater jest albo tekturowy ( gliniarz Majami), albo irytująco niespójny jak infantylnie cytujący Schopenhauera, cierpiący na cukrzyce bandzior czy pani łamiąca prawo przez miłość do chorego syna prokurator ( Cielecka). Możliwe, że w Vedze siedzi scenarzysta seriali, który rozwijając te postacie stworzyłby kogoś na poziomie Metyla czy płk. Bońki. Nie potrafi tchnąć w nie realne życie w dwugodzinnym filmie, co tylko podkreśla jego brak reżyserskich umiejętności.
Nie mam jednak wątpliwości, że „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” będzie wielkim sukcesem kasowym i stanie się szybko filmem kultowym. Wypełniona po brzegi sala co chwila wybuchała głośnym śmiechem i świetnie bawiła się w świecie Patryka Vegi. Ja jednak podczas długiego seansu miałem ochotę uciec na drugą salę, gdzie wyświetlano policyjny film „Jestem mordercą” Macieja Pieprzycy, dla którego podłogą jest to, co dla Patryka Vegi sufitem.
2/6
„Pitbull. Niebezpieczne kobiety”, reż: Patryk Vega, dystr: Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/315076-pitbull-niebezpieczne-kobiety-zlepek-dobrych-scen-ktore-tworza-nieznosny-film-recenzja