Czasem sądzę, że najciekawsi obecnie polscy pisarze to ci, którzy wyrośli z fantastyki – Łukasz Orbitowski, Wit Szostak, Jakub Żulczyk, Szczepan Twardoch czy Jakub Małecki. Nawet jeśli poczuli się ograniczeni konwencją, przeprowadzili się do mrocznej krainy zwanej Głównym Nurtem i piszą o zwykłych ludziach, czynią to w niezwykły sposób. Tak jak Jakub Małecki, który rok temu wypłynął na szersze wody powieścią „Dygot”, ale „Ślady” to jego ósma książka prozatorska – biorąc pod uwagę młody wiek autora, jest to naprawdę imponujący dorobek.
„Ślady”, w przeciwieństwie do „Dygotu”, nie mają jednego głównego bohatera. Otrzymujemy kilkanaście historii, które równie dobrze mogą być samodzielnymi opowiadaniami. To, że łączą się one w powieść, wychodzi na jaw dopiero w trakcie lektury, kiedy to zauważamy coraz więcej łączników między nimi. Postacie, które najpierw mignęły gdzieś w tle, wracają w kolejnych opowiadaniach jako główni bohaterowie. Początkowo wydaje się, że czytamy taką fragmentaryczną, pokawałkowaną sagę rodzinną rodu Czerskich – jednak nie do końca, niektórzy bohaterowie nie są połączeni więzami pokrewieństwa. Chronologia wydarzeń ze „Śladów” rozpięta jest od czasów drugiej wojny światowej do ostatnich meczów polskiej reprezentacji piłkarskiej i rozmów o filmie „Wielkie piękno” – zatem rzecz jest bardzo świeżutka.
Porównania zazwyczaj zubożają książkę, ale w tym przypadku trudno się nie oprzeć skojarzeniom z „Drachem” Szczepana Twardocha. I tam, i tu mamy podobną achronologię wydarzeń. Małecki, podobnie jak Twardoch, używa elementów fantastyki dla celów, powiedzmy, metafizycznych – niby twardy realizm, ale czasem opisywany z perspektywy niepojętych „czarnych bogów” (Twardoch) czy „aniołów śmierci” (Małecki), spokojnie czekających, aż każde życie ludzkie rozpłynie się w nicość. W „Drachu” i w „Śladach” taka metafizyczna fantastyka, zamiast usensownić ludzkie życie, pozbawia je jakichkolwiek złudzeń i wiary w „coś więcej” – „bogowie nicości”, demitologizują tu rzeczywistość. W „Śladach” podkreślana jest dodatkowo niewiara w sens literatury „spełnionej”, kompletnej, zakończonej – literackie happy endy, przeróżne „i żyli długo i szczęśliwie” nijak się mają do rzeczywistości. Życie nie ma nawet jakiejkolwiek puenty. Tożsamość człowieka też jest iluzją, ludzie tracą tu wspomnienia, po różnych życiowych zawirowaniach nie przypominają dawnych siebie. Niezależnie co zrobimy, pozostanie po nas tylko kilka bladych śladów (stąd tytuł).
Wszystko pięknie, ale trochę się zastanawiam – skąd, do diaska, u naszych pisarzy ledwo po trzydziestce taka melancholia i fatalizm, czemu piszą oni, jakby byli co najmniej w matuzalemowym wieku, okrutnie znudzeni życiem i ukąszeni dekadencją? Skąd u nich taka naddojrzałość, która prowokuje pytania, na ile jest to zwykła poza, mająca sprawić, by szacowne literackie gremia pocmokały z zachwytem, że autor pisze niemal jak Wiesław Myśliwski? Z obawy, by nie zostać uznanym za twórców literatury chłopięcej, infantylnej, nadto testosteronowej? Niemniej jest to proza elegancka, pięknie napisana, wzbudzająca emocje, czasem nawet wywołująca uśmiech (niejaki Olo, wściekle nienawidzący prowincjonalnego, wiecznego „kołowrotu chrzcin i pogrzebów” trochę mnie rozbawił). Godne podkreślenia jest to, że u Małeckiego wieś jest co prawda trochę zdziczała, ale „Ślady” pozbawione są wielkomiejskiej wyższości wobec mieszkańców prowincji – nie jest to rzecz oczywista. Światowe życie może być równie spełnione. Czy raczej niespełnione.
Jeśli lubimy się od czasu do czasu popaść w bardziej refleksyjny nastrój i literackie dołowanie nam niestraszne, lektura książki będzie idealnie współgrać z jesienną melancholią. Małecki stworzył powieść, którą można określić mianem „dla dorosłych” – może to i dobrze, czasem mam wrażenie, że dzisiejsi dorośli czytają głównie „young adult”, co też może być pewnym przegięciem. Historie w „Śladach” przykuwają uwagę – aż żal, że są tak krótkie, że musimy odłożyć książkę z poczuciem niespełnienia. Niemal każda z opowieści byłaby materiałem na powieść, a wszystkie razem mogłyby złożyć się na solidniejszą cegłę.
4/6
Jakub Małecki, Ślady. SQN, Kraków 2016
Sławomir Grabowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/311886-opowiesci-melancholijne-slady-jakuba-maleckiego-recenzja