Zdzisław Beksiński to jeden z najbardziej charakterystycznych polskich malarzy XX w. Słynący z mrocznych obrazów i nietuzinkowej osobowości rejestrował na taśmach VHS całe rodzinne życie, tworząc własny, domowy reality show, zanim w ogóle wymyślono ten format. Został bestialsko zamordowany w swoim mieszkaniu w 2005 r. Jego syn Tomasz był dziennikarzem muzycznym i tłumaczem filmowym (m.in. kultowe tłumaczenia „Monthy Pytona”). Od wczesnych lat młodości był zafascynowany śmiercią, roznosząc po rodzinnym Sanoku własną klepsydrę. W 1999 r. popełnił samobójstwo, wcześniej, zapowiadając ją w zakamuflowany sposób w felietonach prasowych i audycjach radiowych.
„Wy stoicie tak osobno, że ja nie mogę was objąć” — mówi do Zdzisława (Andrzej Seweryn) i Tomasza (Dawid Ogrodnik) Zofia Beksińska (Aleksandra Konieczna) nagrywająca jeden z rodzinnych wypadów za miasto. W tym zdaniu kryje się istota nagrodzonego Złotymi Lwami filmu debiutującego Jana P. Matuszyńskiego. Oto mamy opowieść o dwóch odseparowanych od świata, pokręconych mężczyznach, których na ziemi trzyma tylko ukochana kobieta. To po jej śmierci obaj staczają się w totalną otchłań. Otchłań własnych lęków i ekscentrycznych pragnień. Mimo że Zofia spajała rodzinę, nawet ona nie potrafiła do końca zrozumieć swoich mężczyzn.
„Ostatnia rodzina” to film o śmierci. Wszechobecnej w mikrokosmosie Beksińskich. W jednej ze scen świadoma bliskiego kresu z powodu niemożliwego do pokonania tętniaka Zofia uczy Zdzisława obsługiwać pralkę. Małżeństwo równie beznamiętnie mówi o dozownikach i proszkach jak o małej trumnie dziecka, obok której spocznie ona w rodzinnym grobowcu. Tak traktowana śmierć towarzyszy im przez całe życie. „Zosiu, Beksińska umarła” — spokojnie informuje żonę Zdzisław, siedząc obok zwłok swojej matki. Zdzisław gardzi cierpieniem. Przykłada do ust konającej matki lusterko i widząc ślady oddechu, mówi: „Niestety”. Jak eugenicy gardzący ludzką słabością. Może dlatego Tomek próbował się zagazować w mieszkaniu już w wieku 16 lat? Po kolejnej próbie samobójczej syna Zdzisław mówi lekarzowi: „Może by tak go nie ratować. Samobójstwo to wyraz męstwa. On nie chce żyć”. Tylko on w pełni rozumie Tomasza. Tylko on widzi wnętrze duszy cierpiącego na depresję introwertyka z problemami seksualnymi, zafascynowanego mrokiem śmierci syna. Niewiele robi, by mu pomóc. A może diabolicznie przewrotną pomocą jest pchanie go w stronę śmierci? „Obiecaj, że nic sobie nie zrobisz, dopóki nie umrze matka” — mówi mu w drzwiach mieszkania, w którym kilka lat później dziennikarz odbierze sobie życie.
Matuszyński wycisnął do ostatka fantastyczny scenariusz Roberta Bolesty, który powstał jeszcze przed dwoma słynnymi i bestsellerowymi książkami o Beksińskich.Twórcy wchodzą w sam środek przedziwnej rodzinnej zbiorowości Beksińskich. Każdy dialog w tym filmie ma swoją gęstość. Każde słowo, gest, mimika coś oznacza. Matuszyński z chirurgiczną precyzją odtwarza mikrokosmos Beksińskich zamknięty w ich warszawskim mieszkaniu. Mikrokosmos z pietyzmem filmowany przez Zdzisława, który rejestrował na taśmie wszystko. Od swojego odbicia w lustrze, przedmiotów domowych, aż po leżące, ciepłe jeszcze zwłoki matki i teściowej, a potem żony. Wszystkie na przestrzeni lat umierały w mrocznym mieszkaniu. Gdy Tomasz wpadł w szał i zdemolował kuchnię, wygrażając ukochanej mamie, Zdzisław wziął do ręki kamerę i sfilmował całe zajście. My zaś jako widzowie doświadczamy voyeuryzmu. Przerażająco realistycznego. Czyż nie tym jest kino w swojej ostatecznej formie?
Tego filmu nie byłoby bez wielkich, spektakularnych i oscarowych kreacji aktorskich. Słusznie nagrodzona w Gdyni Konieczna nie niknie między ekranowym starciem samców alfa. Wypełnia przestrzeń między nimi subtelną grą i bazowaniem na minimalnych środkach wyrazu. Ogrodnik po raz kolejny bazując na metodzie Stanisławskiego, zrasta się z rolą. Eksploatuje niezwykle sugestywnie, ale bez aktorskiej fanfaronady szaleństwo Tomasza. Uwypukla wieczny niepokój i dramat porzuconego przez biernego ojca chłopaka, pragnącego jedynie spokoju duszy. Natomiast również nagrodzony na najważniejszym polskim festiwalu Andrzej Seweryn nie zagrał Zdzisława. On przeistoczył się w tę postać, jak zwykł to robić Robert De Niro w największych kreacjach aktorskich w latach 70. Seweryn tworzy najwybitniejszą rolę w karierze. Jego aktorstwo jest totalne. Tak jak totalny jest ten film. Arcydzieło.
„Ostatnia rodzina”, reż. Jan P. Matuszyński, dystr. Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/309959-ostatnia-rodzina-przerazajacy-mikrokosmos-beksinskich-recenzja