Po przedpremierowej projekcji filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego prof. Andrzej Nowak powiedział, że nie wyczuł w tym wybitnym filmie historycznym jednego fałszywego tonu. Ale poruszony był też uparty propagator przyjaźni z Ukraińcami Henryk Wujec, człowiek z zupełnie innej strony.
To poruszenie udzieliło się wielu krytykom. Tadeusz Sobolewski, główny recenzent „Gazety Wyborczej”, uznał film za arcydzieło. To są powszechne opinie krytyków – od Tomasza Raczka po naszego Łukasza Adamskiego. Ten klimat, mówię to na podstawie Internetu, podzielało wiele osób oglądających film na festiwalu w Gdyni, gdzie został oficjalnie pokazany w piątek.
A jednak jury pod przewodnictwem Filipa Bajona w praktyce film zignorowało. Dostał jakby dla żartu nagrodę za charakteryzację i zdjęcia, skądinąd wspaniałe (Piotr Sobociński). A, jeszcze za najlepszy debiut aktorski dla Michaliny Łabacz grającej główną rolę kobiecą.
Dodajmy, że to jury miało wiele możliwości uhonorowania tego filmu. Poza złotymi i srebrnymi lwami, których film nie dostał, są jeszcze nagrody za reżyserię, scenariusz czy za „przekraczanie granic gatunku”. Jeśli wszystkie okazały się dla „Wołynia” niedostępne, można to uznać, wobec opinii o „arcydziele”, za wręcz demonstrację.
Powiem coś nie własnymi słowami. Pewien krytyk filmowy, bynajmniej nie związany z mediami prawicowymi, napisał to otwarcie na Facebooku – krytykując te pominięcia. Nazwiska nie przytaczam, bo traktuję Facebook za miejsce komunikacji półprywatnej (choć inni tak nie robią). Napisał, że jury kojarzyło Wołyń z PiS. Napisał to człowiek dobrze znający filmowe środowisko.
Ja nawet nie będę tak radykalny. Możliwe są różne odpowiedzi na pytanie o to pominięcie – na przykład obawa przed polityczną awanturą. Film był i czasem nadal bywa, krytykowany przez tych, którzy obawiają się dania amunicji propagandzie rosyjskiej i zadrażnienia relacji z Ukraińcami.
Zarazem kto oglądał tę galę, widzi polityczny klimat, choćby reakcje na cienkie antyrządowe aluzje. Owacje wzbudziła pani nagrodzona za montaż grzmiąca, że kobieta ma prawo do własnego ciała. Oczywiście można tak uważać i pokochać film „Wołyń”, ale ta sala była pogrążona w klimacie antyprawicowej obsesji. Więc mogę uwierzyć w to, że kierowało się nią także jury spychając film Smarzowskiego na odległy plan.
Nie oglądałem ani zwycięskiej „Ostatniej rodziny” Jana Matuszyńskiego, ani „Jestem mordercą” Macieja Pieprzycy. Chętnie wierzę, że pierwszy jest filmem wybitnym, zaś kino Pieprzycy od lat uwielbiam. Choć nie doczytałem się tego u kogokolwiek, że przynajmniej drugi z tych filmów jest arcydziełem.
Akt oskarżenia mógłbym pisać dopiero po obejrzeniu i porównaniu, a i tak nie ma wzoru matematycznego na wyższość jednego filmu nad drugim. Jest jednak coś głęboko symbolicznego w tym, że „Wołyń” pokonuje film o indywidualnej historii dwójki pokręconych artystów, oraz film o pewnym detalu historii PRL, już opisywanym, także przez samego Pieprzycę w formie dokumentu.
cd na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Po przedpremierowej projekcji filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego prof. Andrzej Nowak powiedział, że nie wyczuł w tym wybitnym filmie historycznym jednego fałszywego tonu. Ale poruszony był też uparty propagator przyjaźni z Ukraińcami Henryk Wujec, człowiek z zupełnie innej strony.
To poruszenie udzieliło się wielu krytykom. Tadeusz Sobolewski, główny recenzent „Gazety Wyborczej”, uznał film za arcydzieło. To są powszechne opinie krytyków – od Tomasza Raczka po naszego Łukasza Adamskiego. Ten klimat, mówię to na podstawie Internetu, podzielało wiele osób oglądających film na festiwalu w Gdyni, gdzie został oficjalnie pokazany w piątek.
A jednak jury pod przewodnictwem Filipa Bajona w praktyce film zignorowało. Dostał jakby dla żartu nagrodę za charakteryzację i zdjęcia, skądinąd wspaniałe (Piotr Sobociński). A, jeszcze za najlepszy debiut aktorski dla Michaliny Łabacz grającej główną rolę kobiecą.
Dodajmy, że to jury miało wiele możliwości uhonorowania tego filmu. Poza złotymi i srebrnymi lwami, których film nie dostał, są jeszcze nagrody za reżyserię, scenariusz czy za „przekraczanie granic gatunku”. Jeśli wszystkie okazały się dla „Wołynia” niedostępne, można to uznać, wobec opinii o „arcydziele”, za wręcz demonstrację.
Powiem coś nie własnymi słowami. Pewien krytyk filmowy, bynajmniej nie związany z mediami prawicowymi, napisał to otwarcie na Facebooku – krytykując te pominięcia. Nazwiska nie przytaczam, bo traktuję Facebook za miejsce komunikacji półprywatnej (choć inni tak nie robią). Napisał, że jury kojarzyło Wołyń z PiS. Napisał to człowiek dobrze znający filmowe środowisko.
Ja nawet nie będę tak radykalny. Możliwe są różne odpowiedzi na pytanie o to pominięcie – na przykład obawa przed polityczną awanturą. Film był i czasem nadal bywa, krytykowany przez tych, którzy obawiają się dania amunicji propagandzie rosyjskiej i zadrażnienia relacji z Ukraińcami.
Zarazem kto oglądał tę galę, widzi polityczny klimat, choćby reakcje na cienkie antyrządowe aluzje. Owacje wzbudziła pani nagrodzona za montaż grzmiąca, że kobieta ma prawo do własnego ciała. Oczywiście można tak uważać i pokochać film „Wołyń”, ale ta sala była pogrążona w klimacie antyprawicowej obsesji. Więc mogę uwierzyć w to, że kierowało się nią także jury spychając film Smarzowskiego na odległy plan.
Nie oglądałem ani zwycięskiej „Ostatniej rodziny” Jana Matuszyńskiego, ani „Jestem mordercą” Macieja Pieprzycy. Chętnie wierzę, że pierwszy jest filmem wybitnym, zaś kino Pieprzycy od lat uwielbiam. Choć nie doczytałem się tego u kogokolwiek, że przynajmniej drugi z tych filmów jest arcydziełem.
Akt oskarżenia mógłbym pisać dopiero po obejrzeniu i porównaniu, a i tak nie ma wzoru matematycznego na wyższość jednego filmu nad drugim. Jest jednak coś głęboko symbolicznego w tym, że „Wołyń” pokonuje film o indywidualnej historii dwójki pokręconych artystów, oraz film o pewnym detalu historii PRL, już opisywanym, także przez samego Pieprzycę w formie dokumentu.
cd na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/309595-pominiecie-wolynia-na-festiwalu-w-gdyni-to-wazny-sygnal-gdzie-sa-nasze-elity-kulturalne