Wojciech Smarzowski zrobił film wstrząsający. Wgniatający w glebę. Trzymający przy niej i nie pozwalający na oddech. Ale jednocześnie jest to wyważony i mądry film o ludobójstwie, jakie dotknęło Polaków na Wołyniu. Ludobójstwie przemilczanym. Spychanym przez źle pojęty interes geopolityczny i zwykłe tchórzostwo. Czy film Smarzowskiego rozdrapuje rany? Nie można rozdrapać czegoś, co i tak nie jest zabliźnione. Tylko na prawdzie można budować pojednanie. Ten film mówi prawdę. Od nas zależy co z nią dalej zrobimy.
Mała wioska w południowo-zachodniej części Wołynia, zamieszkała przez Ukraińców, Polaków i Żydów. Rok 1939. Zosia Głowacka (Michalina Łabacz) jest zakochana w ukraińskim chłopcu z tej samej wsi. Jej ojciec postanawia jednak wydać ją za mąż za bogatego polskiego gospodarza Macieja Skibę (Arkadiusz Jakubik). Skiba to znacznie starszy od niej wdowiec z dwójką dzieci. Życie wioski odmienia najpierw okupacja sowiecka, a niemal dwa lata później niemiecki atak na ZSRR. Przez następny rok trwa polowanie i brutalne mordy na Żydach. Przez ukraińskie dążenia do niepodległości rosną napięcia między Polakami i Ukraińcami. Do wsi docierają wieści o krwawych zdarzeniach na wschodzie Wołynia. W końcu, latem 1943 roku, wybucha pożoga mordów i okrucieństwa. Oddziały UPA atakują polskie osady bestialsko mordując sąsiadów.
Nie przez przypadek Smarzowski oparł swój film na książce Stanisława Srokowskiego „Nienawiść”. „Wołyń” to narodowa epopeja o tragicznych losach Polaków, ale też uniwersalna wiwisekcja nienawiści. Nienawiści potwornie czystej. Niszczącej wszystko, co spotyka na swojej drodze. Takiej, która mogła wypłynąć tylko z podszeptów demona. Lubujący się zazwyczaj w obrazowej przemocy i narracyjnej dosłowności Smarzowski tym razem nie przytłacza akcji bestialstwem Ukraińców. Nie odwraca kamery od potworności. Są flaki wypływające z brzuchów ofiar. Są wydłubywane oczy. Jest rozrywanie koniem i palone w snopkach dzieci. Z ekranu bije odór bestialstwa, barbarzyństwa. Odór rzezi. Te sceny musiały powstać. Znieczuleni powszechnie obrazową przemocą z horrorów widzowie inaczej nie poznają grozy tego, co działo się na Wołyniu.
Nie jest to jednak film o złu przypisanym do jakiegoś konkretnego narodu. Bestiami są Sowieci, Niemcy, Ukraińcy, ale i robiący odwet za zbrodnie Polacy, choć Smarzowski nie stawia między zbrodniami Ukraińców a polską odpowiedzią znaku równości.
Smarzowski zachowuje jednak umiar tak bardzo potrzebny przy tak rozliczeniowym dziele. Dziele o ogromnym ładunku emocjonalnym i politycznym. Reżyser wykazał się ogromną odpowiedzialnością, ale również zachował uczciwości wobec Wołyniaków. Oddał cześć ofiarom i potępił oprawców. Trudno będzie po tym filmie spokojnie patrzeć na gloryfikowanych na Ukrainie siepaczy z UPA.
Z drugiej strony nie jest to film antyukraiński. Smarzowski dobitnie podkreśla polskie zaniedbania i winy przed rokiem 1939, które zostały potem w taki sposób odreagowane. Nie ma tutaj oczywiście ani grama usprawiedliwienia zbrodni Ukraińców. Ważne, że reżyser stara się naświetlić społeczne i polityczne tło życia na Kresach. Z drugiej strony widzimy w filmie postacie dobrych Ukraińców, płacących najwyższą cenę za pomaganie Polakom. Niemniej jednak „Wołyń” jest hołdem oddanym ofiarom. Nie zapominajmy, że Wołyniaków zamordowano dwa razy. Raz siekierami i drugi raz zapomnieniem. Smarzowski przywrócił im godność.
Reżyser jak zwykle pracuje ze swoją sprawdzoną ekipą z „Drogówki”, „Domu złego” czy „Wesela”. Znów widzimy część jego trupy aktorskiej na czele ze wzruszającym Arkadiuszem Jakubikiem i świeżą, nieograną, bezbłędnie naturalną Łabacz. Nastrojową i złowieszczo podkreślającą koszmar oglądany na ekranie muzykę napisał Mikołaj Trzaska. Przebił głównymi motywami „Wołynia”, to co pokazał w najlepszym do tej porze filmie Smarzowskiego „Róża”. Filmu, który okazał się być przedsmakiem tego, co reżyser zaprezentował nam w tym roku. Znakomite są też zdjęcia Piotra Sobocińskiego Jr. W jego obiektywie skąpane w ogniu polskie wsie porażająco komponują się z polską krwią wsiąkającą w ziemię.
Szukamy przykładu kina patriotycznego, o którym tak wiele mówią prawicowe środowiska? Smarzowski właśnie pokazał, jak je robić. Jego film jest znakomicie zagrany, ma doskonale zbudowaną dramaturgię i od pierwsze do ostatniej minuty jest robiony pewną ręką. „Wołyń” to przejmujące kino. Mocne, intensywne i prawdziwe. Ten film boli, ale też oczyszcza. To jest po prostu polskie „Idź i patrz”.
5/6
„Wołyń”, reż: Wojciech Smarzowski, dystr: Forum Film Poland
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/309385-adamski-z-festiwalu-w-gdyni-wolyn-idz-i-patrz-recenzja