Krzysztof Majchrzak wrócił tym filmem po kilkunastu latach do filmowego aktorstwa. Zagrał w najbardziej osobistym filmie Jana Jakuba Kolskiego, który nie tak dawno stracił ukochaną córkę.
O tym właśnie jest nowy film mistrza „magicznego realizmu” spod znaku „Jańcio wodnika” czy „Jasminum”. Kolski po dwóch słabszych filmach w swojej karierze prezentuje dzieło skrajnie osobiste, ale jednocześnie subtelne i wolne od jakiejkolwiek pretensjonalności. „Las 4 rano” to przeszywające wyznanie ojca, który musi pogodzić się ze śmiercią jedynego dziecka.
Forst (Krzysztof Majrzchak) to skrajny hedonista. Samozwańczy król życia rozbijający się po mieście na motorze, uprawiający przygodny seks i naładowany kokainą, gardzi swoimi pracownikami, od których wymaga skrajnego poświęcenia. Z absurdalnym tatuażem na głowie wierzy, że świat u jego stóp będzie trwał wiecznie, a ból dotyka tylko maluczkich. Nie mija wiele czasu, gdy staje się obdartym leśnym dziadem żywiącym się złapanymi przez siebie królikami, bobrami i śpiącym w własnoręcznie zrobionej lepiance. Jego jedynym kontaktem ze światem jest przydrożna prostytutka (Olga Bołądź) i trójnożny pies. Pewnego dnia na swojej drodze spotyka też 13-letnią Jadzię, która chce zamieszkać w jego lepiance.
Jan Jakub Kolski założył firmę producencką, by mieć absolutny wpływ na kształt swojego filmu. Wraz z Majchrzakiem nie tylko napisał scenariusz, wyprodukował i wyreżyserował film, ale stanął nawet za kamerą jako operator. Nie jest ten wybór zaskoczeniem. Kolski zrobił dzieło do bólu osobiste i autorskie. Jest to kino rozliczeniowe i terapeutyczne, choć na tyle uniwersalne, że trafia do widza nie dotkniętego traumą straty dziecka. Kolski swoją powolną, bezkompromisową narracją w jakiś cudowny sposób potrafił nacisnąć odpowiedni przycisk w mojej duszy. Nie wiem czy tylko dlatego, że jestem ojcem jedynaka. Podejrzewam, że widzowie bezdzietni będą równie poruszeni wyznaniem reżysera.
Cały ból, trwoga, ale i nadzieja, o którą trzeba każdego dnia walczyć wybrzmiewa dzięki fenomenalnemu Majchrzakowi. Ten ousider kina, gardzący popkulturą i szmirowatą sztuką aktor rozdziera swoją postać. Choć opiera rolę na minimalistycznych formach tworzy wielką, wielowymiarową kreację. Gdy spazmatycznie wykrzykuje swój ból, widzimy pustkę jego serca. A co z wiarą? Ona też jest w filmie Kolskiego. Sygnalizowana cytatami z Hioba nabiera odpowiedniego wymiaru. Może nie jak u Malicka, który poświęcił cały filmowy traktat stracie dziecka („Drzewo życia”), ale również nabiera swojej siły.
„Las, 4 rano” to dzieło trudne, gęste, intensywne emocjonalnie. Jednocześnie cholernie szczere i piękne.
5/6
„Las, 4 rano”, reż: Jan Jakub Kolski, dystr: Wrocławska Fundacja Filmowa
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/309004-adamski-z-festiwalu-w-gdyni-las-4-rano-porazajaco-szczery-film-kolskiego-recenzja