Smakowita lektura, czyli wybór krótkich tekstów Grzegorza Eberhardta w tomie „O patriotyzmie, a także o zezowatej matce”

Przed drugą rocznicą śmierci pisarza, historyka, biografa, a wcześniej filmowca-dokumentalisty, dzięki staraniom rodziny oraz Wydawnictwa Prohibita, miłośnicy sposobu, w jaki Grzegorz Eberhardt patrzył na świat i odnosił się do prawdy, otrzymują wybór jego publicystyki prasowej oraz radiowej, opatrzony charakterystycznym, nieco zawadiackim tytułem.

W trakcie lektury tej niezmiernie ciekawej, wielowątkowej, lecz ideowo jednorodnej książki wkrótce się okaże, że tytuł wywiedziony z mądrościowych rozważań filozofa o. Józefa Marii Bocheńskiego OP, nie jest wcale prowokacyjny i nijak się ma do konceptu toksycznych relacji, który w ostatnich dekadach sufluje nam antyrodzinna pop-psychologia zza Atlantyku. Eberhardt pozostaje wierny wartościom tradycyjnym oraz swemu płynącemu z wiary przekonaniu o prymacie etyki uniwersalnej nad kuszącymi podpowiedziami relatywizmu.

* Czytelnicy znają Grzegorza Eberhardta przede wszystkim jako autora monumentalnego dzieła „Pisarz dla dorosłych. Opowieść o Józefie Mackiewiczu”, wyróżnionego w roku 2009 przez kapitułę nagrody literackiej, której patronuje właśnie Mackiewicz. Ale chociaż w pracowitym, społecznie ruchliwym życiu Eberhardta fascynacja dziełem i osobą autora „Drogi donikąd” była czymś ważnym, to przecież ani nie wyczerpywała jego zainteresowań, ani dociekliwości poznawczej do tego zakresu nie ograniczała.

Felietony, szkice, przyczynki biograficzne. Glosy, eseje, recenzje i polemiki. Eberhardt pisał dużo i z pasją. Uparcie tropił stan faktyczny, szedł śladem wychwyconych sprzeczności, fałszów, kłamstw. Tak, spieranie się w imię prawdy było jego żywiołem. Ale szanując fakty, uznając rangę rzeczowych argumentów, potrafił również skorygować własne nietrafne sądy, ustalenia, opinie. Można powiedzieć, że dokumentowanie w słowie (a wcześniej w obrazie filmowym) stanowiło esencję jego twórczych starań. W ostatnich latach Eberhardt, z właściwą sobie dociekliwością, pracował nad monografiami Stefana Korbońskiego i Stanisława Szukalskiego, dwóch ważnych dla Polski oraz idei polskości postaci, wypchniętych, podobnie jak Mackiewicz, z głównego nurtu narodowej pamięci. Tych biografii pisarz nie zdołał już ukończyć…


Wydany właśnie przez Pawła Tobołę-Pertkiewicza wybór tekstów audycji radiowych, szkiców portretowych oraz recenzji składa się na pokaźny tom, liczący 450 stronic. Dowodem na zróżnicowanie oraz różnoimienność podejmowanej przez Eberhardta tematyki jest choćby zajmujący dziesięć stron druku indeks, który (szacunkowo) zawiera około sześciuset-siedmiuset nazwisk.

Eberhardt przejawiał wielki apetyt na historię, ale z pewnością nie stronił od trudnych sporów osadzonych w naszej współczesności. Np. wytrwale przekopując się przez zeszłowieczne roczniki londyńskich Wiadomości, redagowanych przez Grydzewskiego, a potem Chmielowca, kwestionował ‘złotą legendę’, jaką mocno szemranej postaci Józefa Retingera próbował na londyńskich łamach robić Aleksander Janta-Połczyński.

Niczym detektyw tropił Eberhardt ślady (w ikonografii i literaturze) niejakiego Feliksa Brodowskiego, podrzędnego literata w „garniturze koloru gniadego”, który – bo trudno raczej kwestionować werdykt prof. Marii Podrazy-Kwiatkowskiej, skądinąd żony wybitnego krytyka Jerzego Kwiatkowskiego – miał jako pierwszy u progu XX stulecia wprowadzić do polskiej prozy turpizm oraz postaci z miejskiego marginesu społecznego.


Spędzając dni w bibliotekach, Eberhardt studiuje katalogi, wertuje roczniki starych pism, ale trzyma także rękę na pulsie. Nic dziwnego, to wszystko czynności niezbędne, jeśli pragnie się (tak jak on to robił) prowadzić rodzaj metaliterackiego, ale jednocześnie ideowego śledztwa w sprawie zgodności deklarowanych postaw z realnymi zachowaniami. Choćby po to, żeby w sposób niezostawiający wątpliwości dowieść, że stosunek Boya-Żeleńskiego do Kościoła katolickiego opierał się na resentymencie, w dodatku lewarowanym przez zwykłe kłamstwa.

Wraz z postępem lektury nasila się wrażenie, że Eberhardt to człek mocno awanturny. No, ale czy to może dziwić u kogoś zapatrzonego w Mackiewicza, Zbigniewa Herberta albo w Jarosława Marka Rymkiewicza? Nie, to raczej prawidłowość u kogoś, kto czytuje (i chętnie recenzuje) książki Joanny Siedleckiej, studiuje archiwa IPN czy wręcz neguje oficjalną datę zakończenia stanu wojennego.

Zarzut głoszenia oczywistej nieprawdy w sprawie generała Pinocheta Eberhardt postawił samemu Leszkowi Kołakowskiemu, w dodatku, nieźle ów zarzut uprawdopodobnił. A egzemplarz Tygodnika Solidarność ze swą polemiką w tej sprawie wysłał nawet na angielski adres kostycznego filozofa. Nie, odpowiedzi żadnej nie było.


Zdecydowane stanowisko zajął też Eberhardt, relacjonując spór o zablokowaną lustrację pracowników szkół wyższych pomiędzy Piotrem Gontarczykiem, historykiem z doświadczeniem archiwisty nabytym w biurze Rzecznika Interesu Publicznego, a logikiem, filozofem i metodologiem Janem Hertrich-Woleńskim, z UJ. Prof. Woleński, m.in. przez dwie kadencje wiceprzewodniczący zarządu otwartej we wrześniu 2007 roku loży B’nai B’rith Polin, przeciw lustracji kadr uniwersyteckich ostro zaprotestował. (Warto przypomnieć, że w latach 90. ten uniwersytecki uczony, członek PANPAU sprzeciwiał się np. zawarciu przez Polskę konkordatu, wystąpił za to w obronie kuriozalnego pisma Zły Małgorzaty Daniszewskiej).

Stając w szranki antylustracyjnych działań, Hertrich-Woleński opublikował broszurę „Lustracja jako zwierciadło”, której merytoryczną i metodologiczną wartość dr Gontarczyk w całej rozciągłości (i z polemicznym szwungiem) zakwestionował. Prof. Woleński, temperamentu tego rodzaju również niepozbawiony, we właściwy sobie sposób replikował, co z kolei pozwoliło jego polemiście na rekontrę. W ocenie Eberhardta, niezwykle skuteczną.

Zaciekawionych szczegółami (nie tylko w tej sprawie) odsyłam do świeżo wydanej książki. Także do numeru kwartalnika historycznego Glaukopis, bo to na jego łamach ów bój spotkaniowy dr. Gontarczyka z prof. Woleńskim się rozegrał.

Publicystyka Grzegorza Eberhardta, mimo pewnych osobliwości stylistycznych, a chwilami nawet gramatycznej dezynwoltury, budzi przecież żywe emocje oraz ruch myśli. I stanowi atrakcyjną lekturę, bo każdy – mól biblioteczny, miłośnik niecodziennych klimatów, historyk-detektyw albo harcownik współczesnych wojen kulturowych – znajdzie tu coś dla siebie.

Grzegorz Eberhardt, O patriotyzmie a także zezowatej matce. Wydawnictwo Prohibita, Warszawa 2016

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.