"Gra o tron". Finał szóstego sezonu - okazał się bardziej przewidywalny niż Brexit i awans Islandii do ćwierćfinału Euro. Ale to jeszcze nie koniec...

Trochę w cieniu Euro, trochę przykryty przez Brexit, ale le nieubłaganie nadszedł: finał szóstej serii „Gry o tron”. Przyniósł odpowiedzi na wiele pytań, na które nie znają jeszcze odpowiedzi czytelnicy książkowej sagi. Czy zaskoczył? Nie bardzo. Czy zachwycił? Jak zawsze!

To był dobry sezon, Inny niż wszystkie, bo wyprzedzający fabułę powieściowego pierwowzoru. Ale na pewno nie słabszy od poprzednich. Zbudowano go zresztą na podobnym schemacie. Mocny pierwszy odcinek, kolejne - złożone z fragmentów losów poszczególnych bohaterów, wielka bitwa w przedostatnim i epilog odcinka dziesiątego, który zarazem staje się prologiem kolejnej serii.

Ale po kolei. Co wiemy?

Przede wszystkim żyje Jon Snow, zamordowany w finale części piątej i wskrzeszony ( na szczęście) na początku szóstej. W dodatku nie jest już dowódcą Nocnej Straży, ale wraz z przyrodnią siostrą Sansą – najstarszą z żyjącego rodzeństwa Starków rządzi znów w odbitym w krwawej bitwie Winterfell.

Zginął natomiast najmłodszy z braci Rickon – zastrzelony perfidnie przez Ramseya Boltona. (Scena jego śmierci przypominała mi mocno ucieczkę z „Apocalypto” Mela Gibsona, choć bez szczęśliwego finału).

Ale ta śmierć zostaje pomszczona. Bez żalu zapewne przyjęliśmy zasłużoną po tysiąckroć egzekucję największego serialowego sadysty. I to właśnie taką – w paszczach własnych, szkolonych do pożerania ludzi - psów.

Długo, chyba za długo trwało wyplątywanie się Aryi Stark z macek zakonu Boga o Stu Twarzach. Na szczęście córka Neda nie zostaje jednak wypraną z emocji morderczynią do wynajęcia. Woli prywatną zemstę. Wiele przeszła, by nauczyć się skutecznie zabijać. Jak skutecznie – przekonał się Lord Frey.(Swoją drogą czy był on na jej słynnej liście?)

Sezon szósty przynosi też wyraźną ewolucję Sansy Stark, irytującej dotąd biernością. Nowa Sansa, po przejściach – bardziej niż kiedykolwiek upodabnia się do swej wojowniczej matki. Pokazuje wolę, energię i ambicję. Pytanie – jak wielką.

Na tę ostatnią liczy zapewne Petyr Baelish, czyli Lord Littlefinger, który choć niewiele zagrał w tym sezonie, to jednak przesądził o losach kluczowej bitwy. Ambicje związane z Sansą i tronem – odkrył w finałowym odcinku. A, że potrafi zmieniać strony i sojusze – pewnie jeszcze zamiesza.

Najbardziej „bojowa” bohaterka sagi - Daenerys – wreszcie przystępuje do ostatecznej rozgrywki o „swoje” Westeros.Ma już armię, statki,a co najważniejsze, dorosłe i posłuszne smoki. Oraz oddanych doradców, Tyrionem Lannisterem na czele.

Co prawda u jej boku gwiazda tego ostatniego jakby przygasła. Inteligentny karzeł jakoś przestał być bohaterem pierwszoplanowym. Niewykluczone, że jego godzina jeszcze nadejdzie.

Za to jego siostra Cersei nie zawiodła. Po długim i zawziętym pojedynku z fanatycznym ale inteligentnym Wielkim Wróblem – to ona wychodzi zwycięsko. I sięga po koronę. Bo tylko ona może przysłonić przeżyte upokorzenia. Z faktem, że ceną jest śmierć ostatniego z dzieci, Lady Lannister zdaje się godzić łatwiej niż przedtem.

Z postaci „uśmoerconych” w tym sezonie najbardziej żal mi Maergary Tyrell (a także zamordowanego już w pierwszym odcinku Dorana Martella). Liczyłam,że i ona jeszcze pokaże pazurki. Scenarzyści serialu są jednak bezwzględni. Trupy muszą być. Nawet wśród portagonistów. Inaczej serial nie trzymałby w napięciu.

We wczorajszym finale „Gry” rozwiązała się też ważna zagadka z przeszłości. Coś, fani sagi podejrzewali od dawna – znajduje potwierdzenie w fabule. Tak , Jon Snow nie jest bękartem Neda Starka, ale synem jego siostry i – choć to nie jest powiedziane czarno na białym ale w zasadzie nie ma innej możliwości – Reaghara Thargaryena, brata Daenerys. Ma więc prawa do tronu siedmiu królestw nie gorsze niż Smocza Królowa. Choć sam o tym jeszcze nie wie. Bo depozytariuszem tej wiedzy jest na razie jego kaleki, za to jasnowidzący brat - Bran.

Podsumowując, w tytułowej grze o tron (choć w oryginale są to raczej trony) pozostaje troje poważnych pretendentów: okrzyknięty królem Północy Jon Snow, i dwie kobiety: mistrzyni intryg Cersei Lannister i  spadkobierczyni obalonych Targaryenów, matka smoków - Dennerys.

Szanse tej ostatniej w ostatecznej rozgrywce wydają się największe, bo po jej stronie stoją i armia, i ród, i smoki. Ale w „Grze o tron” najbardziej oczywiste rozwiązania nie koniecznie się sprawdzają…

Tak naprawdę w skrytości ducha roiłam sobie, że w finale Jon i Daenerys zostaną parą. Lód i ogień. Byłoby symbolicznie. Ale w świetle ujawnionego pokrewieństwa – nie wydaje się to możliwe. No chyba, że Bran nie zdradzi tajemnicy i na żelaznym tronie dojdzie do kolejnego kazirodczego związku. Kto wie…

Ale ta „wielka trójka” to nie koniec: Wspomniany już Littlefinger też odkrył ambicje królewskie. Choć one uzależnione są od ślubu z Sansą, do którego tej ostatniej raczej nie spieszno.

Z bohaterów drugoplanowych pewnie namiesza jeszcze odsunięta przez Jona i Lorda Davosa kapłanka Mellissandre, a także przegrupowany do „odwodów” Pająk-Varys i władające Poludniem „jadowite” kobiety w sojuszu z Olenną Tyrell. Zapewne „po coś” pojawił się też znowu Sandor Cleagane - „Ogar”, logika kazałaby też oczekiwać powrotu Joraha Mormonta…

Jednym słowem otwartych wątków pozostaje mnóstwo. Ostateczna rozgrywka - za rok. Z udziałem smoków, magii, żywych i umarłych. W chorwackich i islandzkich plenerach, ze świetnym aktorstwem, batalistką, muzyką. I zapewne nie jedną scenariuszową niespodzianką.

Tylko czy nas, świadków Brexitu i awansu Islandii do ćwierćfinału Euro coś jeszcze może zaskoczyć?

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.