Zaremba we wSieci: Polscy politycy jak filmowi teksańscy rasiści? "Gdzie Rzym, gdzie Krym?"

"Do końca", reż: Jay Roach, HBO
"Do końca", reż: Jay Roach, HBO

Piszę o filmie, którego nie oglądałem. ale spokojnie – nie zamierzam go oceniać, zrobi to Łukasz adamski. HBO pokazuje „Do końca” Jaya roacha, polityczną biografię lyndona Baynesa Johnsona, prezydenta usa z lat 1963–1969. zamierzam film zobaczyć, ale nie mogę nie zareagować na nonsensowny komentarz, jaki znalazł się w recenzji „Gazety telewizyjnej”.

Johnson to jedna z moich ulubionych postaci, bo pełna sprzeczności. Nie dlatego, że taki wspaniały, był mistrzem politycznych intryg, człowiekiem brutalnym i przez to do czasu skutecznym. Zaczynał jako reformator, zwolennik Nowego Ładu Roosevelta, ale w latach 50. był raczej konserwatywnym demokratą, bo taka była natura południowego, wpływowego skrzydła tej partii. Jako prezydent „z przypadku” po śmierci Kennedy’ego przeforsował radykalne programy społeczne i rozmontował system rasowej segregacji, której wcześniej jako Teksańczyk bronił. Zarazem stał się symbolem eskalacji wojny w Wietnamie. To manipulant, a jednak chwilami wizjoner. John Frankenheimer nakręcił o nim w 2002 r. solidny, choć momentami niesprawiedliwy film telewizyjny „Na ścieżce wojennej” ze świetną rolą Michaela Gambona. Niesprawiedliwość dotyczyła zamknięcia się na argumenty zwolenników rozprawy z wietnamskim komunizmem. Tu mamy próbę szerszego bilansu. W roli głównej Bryan Cranston, aktor rozsławiony przez serial „Breaking Bad”.

Amerykańskie kino polityczne jest świetne, jeśli nie ulega pokusie lewicowego politructwa. Niemniej uległ takiej pokusie telewizyjny dodadek „GW”. Czytam na kanwie debat o prawach obywatelskich:

Kiedy filmowi politycy wygłaszają swoje rasistowskie przemówienia (»Jak moglibyśmy zabronić komuś wpuszczania do sklepu czarnych« — chyba niewpuszczania — P.Z.), wydają się śmieszni i żenujący. Właśnie te fragmenty powinni obejrzeć polscy politycy używający dziś tych samych argumentów. Panie i panowie, mamy 2016 rok”.

Gdzie Rzym, gdzie Krym? Naprawdę prowadzimy w Polsce debatę o rasowej segregacji? Murzyni obdarzeni hurtem obywatelstwem USA po wojnie secesyjnej, nie przyjechali tam z własnej woli. Problem ich gorszego statusu wzmacnianego przez oddzielenie wymagał rozwiązania. I istotnie ze strony polityków południowych padały otwarcie rasistowskie argumenty. Ale w Polsce mamy dyskusję: czy wpuszczać imigrantów. Ona nie zmierza do dyskryminacji kogokolwiek. Nie mamy obowiązku zapraszać do własnego mieszkania. Ale jeśli kogoś zaprosimy, nie możemy go trzymać zamkniętego w oddzielnym pokoju. To są dwie różne sprawy. Ale nienawiść do prawicy zalewa oczy nawet filmowym krytykom.

Piotr Zaremba

Więcej artykułów w nowym numerze tygodnika „wSieci” w sprzedaży od 30 maja br., także w formie e-wydania – szczegóły na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.