Wystarczyło by wyznała wiarę w Allaha, wyrzekając się Jezusa. "Tylko" tyle, by uchronić się przed karą śmierci. Gdy my taplamy się w bagnie chrystofobii, oni ratują świat

„Mam na imię Meriam” Antonella Napoli. wyd: Esprit.
„Mam na imię Meriam” Antonella Napoli. wyd: Esprit.

Gdy na ulicach polskich miast kilka tysięcy ludzi krzyczy o dyktaturze, a pięknoduchy z lewicy domagają się uległości wobec zawsze przyjaznego i tolerancyjnego islamu, w tym samym czasie gdzieś na świecie realna dyktatura pokazuje swoje pazury, a islam objawia, mówiąc bardzo delikatnie, mniej przyjazne oblicze.

Gdy chrześcijanie toczą debaty o deprecjonowaniu ich wiary w zlaicyzowanej Europie, rozdzierając szaty, że dyktatura poprawności politycznej zamieniła się już w jawne prześladowanie wyznawców Jezusa, gdzieś na świecie naprawdę leje się krew w obronie krzyża.

Gdy zblazowani dobrobytem mieszkańcy zachodnich krajów porzucają chrześcijaństwo da modnych ideologii New Age, tudzież „seksownych” i celebrowanych przez celebrytów z Hollywood religii wschodu, gdzieś na świecie chrześcijanin umiera tylko dlatego, że nie chce, choćby werbalnie, porzucić Jezusa.

Gdy w dawnej kolebce chrześcijaństwa krzyż staje się jedynie totemem, wiara jest letnia i „obciachowa”, gdzieś na świecie toczy się „wojna światów”, z żarliwymi żołnierzami Prawdy, nie bojącymi się poświęcić dla Jezusa życia własnego i swoich bliskich.

Gdy wmawia się nam, że mamy do czynienia z podobnym do Fukuyamowskiego końca historii- kresem religii, okazuje się, że to właśnie wiara naznacza konflikty całego świata. Całego, poza zapatrzoną w siebie, wyperfumowaną i naładowaną laickimi przesądami starą ciotą, zwaną Europą.

Po ogłoszeniu wyroku skazującego sędzia Abbas Mohammed Al-Khalifa zawiesił decyzję i zaproponował kuriozalną wymianę: — Masz trzy dni na przejście na islam — oświadczył. — Jeżeli to zrobisz, oddalimy zarzuty w twojej sprawie.

czytamy w książce „Mam na imię Meriam”. Porażającej książce o walce z islamskim fanatyzmem chrześcijanki Meriam Ibrahim, która została skazana na karę śmierci przez sudański sąd. Z synkiem u boku i kolejnym dzieckiem w łonie została wtrącona do cuchnącej celi, gdzie czekał ją mroczne przeznaczenie. Śmierć. Nie musiała jednak umrzeć. Wystarczyło by porzuciła wiarę w Jezusa. Wystarczyło by wyszeptała wyznanie wiary w Allaha. „Tylko” tyle by móc urodzić dziecko w sterylnych warunkach szpitalnych. Wystarczyłoby proste dla współczesnego Europejczyka odwrócenie się od Jezusa, by połączyć się znów z kochającym mężem.

Wiedziałam, czym ryzykuję i co zyskam, spełniając jego wymagania, ale nie mogłam zdradzić mojej religii, która uczyniła mnie tym, kim jestem, i nadawała sens każdej chwili mojego życia. Wiara była dla mnie źródłem siły, opoką i światłem w najciemniejszych momentach. Byłam pewna, że Pan mnie nie opuści i pozostanie przy mnie aż do ostatniego tchnienia.

mówi broniona ostatecznie przez najważniejszych światowych polityków kobieta. Kobieta niezłomna. Silna. Zawstydzająca świat. Gdy światowa opinia publiczna zaczęła interesować się losem Meriam, nawołując by rząd w Sudanie oszczędził matkę, pełni „miłości” wyznawcy Allaha wrzeszczeli pod oknami sądu Allah Akbar, łaknąć jej krwi niczym motłoch stojący u podnóża gilotyny na Place de la Concorde.

W tym momencie nie wiedziałam, że staję się symbolem, i wcale mi na tym nie zależało. Myślałam tylko o mężu, małym Martinie i nowym życiu, które we mnie rosło. Myślałam o tym, że wystarczyłyby dwa słowa, by zakończyć koszmar i wrócić do normalnego życia. Ale nie mogłam ich wypowiedzieć. Ani teraz, ani nigdy. Byłam gotowa przyjąć każdą karę, byleby bronić swej godności oraz prawa do wyboru wiary. Jakakolwiek by ona była.

Trzeba czytać takie książki jak „Mam na imię Meriam”. Trzeba czytać historie Asi Bibi i innych współczesnych męczenników. Są te historie jak kubeł zimnej wody na ospałego, żyjącego w europejskim ciepełku i dobrobycie zblazowanego post religijnego człowieka. Takie historie są niczym kopniak w tyłek, mający wstrząsnąć zarówno tymi, którzy lekką ręką kładą swoją wiarę na ołtarzu laickich proroków poprawności politycznej, jak i tymi, którzy porównują europejską dyskryminację do prześladowań chrześcijan w Afryce czy w Azji.

Ci żołnierze Prawdy poświęcają na ołtarzu wszystko. Czy i my będziemy potrafili ich naśladować, gdy front dojdzie ( a stanie się to w prędkim i spektakularnie krwawym stylu) do naszych bram?

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych