Nie jest to poziom nowatorskiego „Fotografa” Krzystka, ale zaskakująco dobrze poukładany debiut Wojciecha Kasperskiego ze znakomitymi zdjęciami Łukasza Żala i świetną rolą Marcina Dorocińskiego zasługuje na miano „dreszczowca z ambicjami”.
„Na granicy” wpisuje się w znany schemat, który wciąż się sprzedaje na każdej szerokości geograficznej. „Home invasion thrillers” to już oddzielny gatunek filmowy. Sięgali po niego najwięksi mistrzowie kina od Packinpaha („Nędzne Psy”), przez Scorsese („Przylądek strachu”) aż po Hanekego ( „Funny Games”). Teraz przyszedł czas na polską odmianę opowieści o intruzie, którego zło cementuje mającą własne problemy rodzinę.
Mateusz ( Andrzej Chyra) by odreagować śmierć żony zabiera w Bieszczady dorastających synów Janka i Tomka ( Bartosz Bielania i Kuba Henriksen). W chacie położonej gdzie diabeł mówi dobranoc, komórki nie mają zasięgu, a fale radiowe odbierają tylko Radio Maryja, chłopcy mają poznać czym jest prawdziwe męstwo i odbudować relacje z ojcem. Mateusz pracował w Straży Granicznej i myśli nawet by ponownie dołączyć do ekipy Lecha ( jak zwykle fenomenalny epizod Andrzeja Grabowskiego). Wszystko zmienia pojawienie się tajemniczego, wytatuowanego nawet na oku nieznajomego ( Marcin Dorociński). Pokryty krwią, wyczerpany od mrozu i śnieżycy ma w plecaku pistolet, co niepokoi na tyle Mateusza, że przykuwa śpiącego nieznajomego kajdankami do łóżka. Nie mając kontaktu z bazą staje przed trudnym wyborem. Musi zostawić z przybyszem synów i udać się pieszo do kolegów strażników.
Mimo tego, że Kasperski od pierwszej minuty zatapia film w gatunkowe klisze, rozciąga dreszczowiec na tory psychologiczne. Nie głębokie, ale wiarygodnie zarysowane. Tytułowa granica nie oznacza tylko miejsca akcji, ale również jest granicą wytrzymałości bohaterów. Każda z postaci musi dojść do granicy własnego strachu, gniewu, miłości. Bracia balansują między chłopięcą niewinnością a męstwem. Nieznajomy przybysz jest na granicy eksplozji, która objawi jego prawdziwą naturę. Mateusz jest skonfliktowany ze starszym synem, więc pojawienie się nowego samca alfa w ich mikrokosmosie staje się katalizatorem najróżniejszych, ale zawsze granicznych emocji. Niemal cała akcja jest rozegrana na trójkę postaci. Rola Chyry jest bardzo istotna, ale to nie on gra tutaj pierwsze skrzypce.
„Na granicy” należy do Marcina Dorocińskiego, który pierwszy raz wcielił się w tak jawnie demoniczną postać. Choć gra sukinsyna pasującego do psycholi u Tarantino, nie popada w komiksowość. Jasne, balansuje, nomen omen, na granicy przeszarżowania i przejaskrawienia.. Choć mgliście znamy przeszłość przybysza i nie do końca wiemy, co zbudowało u niego takie pokłady szaleństwa i zła, Dorociński pozwala w nią uwierzyć. Jest równocześnie odrażającym prostakiem i cierpiącą gdzieś wewnątrz postacią dramatyczną, skrzywdzoną przez system. Wiarygodność głównych bohaterów jest zasługą świetnych, realistycznych dialogów. Wulgaryzmy ścielą się tu gęsto, ale brzmią naturalnie i ulicznie jak w kinie Vegi. Nie czuć w nich krzty wyrachowania.
Byłby film bardziej pospolitym thrillerem, gdyby nie fenomenalne zdjęcia nominowanego do Oscara za „Idę” Żala. Bieszczady w jego obiektywie to miejsce jednocześnie piękne jak i przerażające. Magiczne i upiorne. Momentami żałowałem, że nie oglądam jakiegoś nowego horroru Polańskiego albo choćby kolejnej części „Coś” Carpentera. Do połowy filmu ( druga połowa według prawideł gatunku musi przyspieszyć) powolnie budowana groza naprawdę hipnotyzuje.
„Na granicy” nie pozostanie długo w pamięci, ale jego seans gwarantuje dobrze spędzone emocjonujące dwie godziny. O to w krwistym thrillerze przecież chodzi.
4 /6
„Na granicy”, reż: Wojciech Kasperski, dystr: Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/282432-na-granicy-naprawde-dobry-polski-thriller-zrobiony-wedlug-najlepszych-gatunkowych-wzorcow-recenzja