„Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy". Oto szalechatna komedia! RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
materiały prasowe
materiały prasowe

Oparty na powieści Włodzimierza Kowalewskiego, nagrodzony Srebrnymi Lwami w Gdyni obraz „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy” pokazał, jak wielka witalność i młodość drzemie w 84­letnim Januszu Majewskim. Twórca legendarnych „C.K. Dezerterzy” i „Zaklętych rewirów” nakręcił gatunkowy film o PRL, jakiego w polskim kinie jeszcze nie było.

Jest rok 1958. Do Ciechocinka z powojennej emigracji w Anglii wraca Fabian (Maciej Stuhr). Jazzowy muzyk prag nie w Polsce oddać się swojej pasji, która była jeszcze chwilę wcześniej zakazana. Śmigający czerwonym kabrioletem z importu playboy zamierza nauczyć Polaków swingu. Formuje w tym celu big­band składający się z najróżniejszych dziwaków. Do zespołu przyłącza się tajemnicza Modesta (Natalia Rybicka). Mówiąca po angielsku, intrygująca i seksowna brunetka zawraca w głowie Fabianowi, który niespodziewanie swoją muzyką porywa nawet twardogłowych komunistów. Kobieta kryje jednak w sobie bolesną tajemnicę.

Majewski zrobił komedię szarmancką. Choć bluzgi padają na ekranie z szybkością AK-47, są wypowiadane przez fantastycznie staroświecką Annę Dymną, co automatycznie nadaje im swoistą klasę. Siłą lekkiej, zwiewnej i bezinteresownej (jak nazwał film sam reżyser) komedii są przepyszne epizody aktorów, którzy znikli ostatnio z polskiego kina. Wiktor Zborowski jako kochający murzyńskie rytmy milicjant czy sowiecki generał o zapijaczonej gębie Mariana Opani przypominają o swojej dawnej wielkości. Doskonały jest też nagrodzony w Gdyni

Wojciech Pszoniak w roli doszukującego się w życiorysach polskich literatów homoseksualizmu. Ilekroć pojawia się na ekranie, podnosi temperaturę o kilka stopni, przypominając, że potrafi zagrać równie przenikliwie zniewieściałego homofoba w lekkiej komedyjce, diabła u Żuławskiego i mrocznego Robespierre’a. Wraz z fenomenalną i zbyt rzadko wykorzystywaną w polskim kinie Dymną kradnie show, choć naprzeciw siebie ma jak zwykle trzymającego poziom Macieja Stuhra i idealnie znerwicowaną Sonię Bohosiewicz.

Majewski nie ukrywa, że jazz był muzyką jego pokolenia. Ponury stalinizm zahamował rozwijający się tuż po wojnie swing grany na dansingach przez wielkie big­bandy. Wszystko to zostało uznane za symbol imperialistycznego Zachodu. Dekadencja musiała zejść do podziemi, podbijając serca Polaków po śmierci Stalina. Liczba i długość scenicznych występów big­bandu dowodzą, że serce Majewskiego wciąż bije w rytmie boogie­woogie. Imponujące są sceniczne umiejętności Stuhra, który wykonuje nawet kapitalny freestyle z misiowatym Zborowskim. Nawet jeżeli film leciutko trywializuje mroki PRL, pokazując zbrodniczy system w stylistycznie atrakcyjny sposób (kluby nocne są tu podobne do Cotton Clubu), to „Excentrycy” i tak są kawałkiem starego, dobrego kina od jednego z mistrzów polskiej komedii. Miło zobaczyć, że klasyka nie umarła!

5/6

„Excentrycy, czyli po  słonecznej stronie ulicy”, reż. Janusz Majewski, dystr. Next Film

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych