Inaczej o Rosji. Rosja cywilizowana, ta którą znamy z telewizji, to może promil całej jej powierzchni – reszta przypomina bardziej zony z filmów Tarkowskiego

„Co wy k… wiecie o Rosji!?” Jacka Mateckiego to wynik sześcioletniego błąkania się po rosyjskiej prowincji. Literacko powstawały już na temat rzeczy lepsze, ale chyba nikt nie wniknął tak głęboko w mentalność przeciętnego mieszkańca tamtych stron. A właśnie mentalność najlepiej tłumaczy dzisiejszą Rosję.

Kiedy czytałem jego powieść „Prawda to marny interes” – jak dla mnie jeden z najlepszych polskich kryminałów stworzonych kiedykolwiek – nie mogłem się nadziwić skąd u normalnego człowieka taka wiedza o niemal psychodelicznie nielogicznej mechanice funkcjonowania carskiej Rosji.

8Teraz wyszło szydło z worka. Matecki jest po prostu facetem, który poznał Rosję na wylot, bo od bebechów – nie z perspektywy Kremla, Ermitażu czy kolei Transsyberyjskiej, ale gubiąc się w jakiejś sezonowej wiosce na brzegu morza Białego, upijając się w Pietromińsku, czy jadąc autostopem w Wielska do Archangielska. Na włóczędze po Rosji spędził w sumie dobrych sześć lat.*

I choć sam zastrzega, że jeśli ktoś go spyta, czy zna prawdę o tym kraju, to jego odpowiedź będzie negatywna, można spokojnie uznać to za kokieterię. Jego nowa książka w kwestii zrozumienia Rosji naprawdę wiele ułatwia. „Co wy k… wiecie o Rosji!?” to antyreportaż. Oficjalnie taka forma literacka, co prawda nie istnieje, ale Matecki właśnie ją stworzył. Sam zdefiniował ją skromnie. „Napisana (książka – przyp. red.) jest bez specjalnej ciągłości i konsekwencji. Nie jestem systematyczny i konsekwentny i nie umiem ciągnąć jednego wątku od początku do końca. Stosuję wtręty, dygresje, odejścia od głównej linii. Jednym słowem, na zajęciach z reportażu dostałbym dwóję”. I ma całkowitą rację. Jego zapiski są kompletnym narracyjnym bałaganem.

Nie wiadomo skąd przyjechał w dane miejsce i właściwie po diabła. Nie wiemy, który jest rok i czy rzecz dzieje się wcześniej czy później niż kolejna przygoda. To raczej pakiet literackich obrazków powiązanych ze sobą dość luźno, które jednak taką właśnie formą zdają się tłumaczyć Rosję najlepiej. Bo Rosja pod piórem Mateckiego też jest „bez specjalnej ciągłości i konsekwencji”.

To świat gargantuicznie wielkich, pustych przestrzeni i upiornie biednych, samotnych ludzi. Rosja cywilizowana, ta którą znamy z telewizji, to może promil całej jej powierzchni – reszta przypomina bardziej zony z filmów Tarkowskiego; ot pustka plus jakieś smutne ruiny sowieckiej architektury. Mentalność zamieszkujących te przestrzenie ludzi składa się z codzienności i mitów. Codzienność to drewno na opał i wódka, a mity pewnie niewiele się różnią od tych z czasów Piotra I – Rosja jako potęga zajmuje w nich czołowe miejsce. Najpierw carscy, później sowieccy, teraz putinowscy socjotechnicy dobrze wiedzieli jak to ważne dla utrzymania tego olbrzyma w kupie – i to właśnie tłumaczy wciąż żywy kult Stalina i niezmiennie żywy – Putina. Łatwiej jest biedować mając świadomość, że jest się częścią silnego imperium. I oczywiście znając wroga – przyczynę biedy. Okazuje się mianowicie, że na rosyjskiej prowincji świadomość ludzi nie zmieniła się nic a nic od czasów Zimnej Wojny i za przyczynę wszelkich nieszczęść uznawane jest tu niezmiennie USA.

Przykład? Wojna z Gruzją. Telewizyjną narrację z okazji kolejnej rocznicy konfliktu Matecki streszcza następująco: „Gruzini napadli. Osetyńcy nie daliby rady się obronić. Rosjanie ocalili ich przed wyrżnięciem przez napastników. Wojna była zatem sprawiedliwa. Winien jest Saakaszwili i stojąca za jego plecami Ameryka”. I tak podtrzymuje się mity. Ale jedno w opowieści Mateckiego jest bardzo krzepiące. To mianowicie, co pisze o rosyjskiej armii. „Nie wierzcie temu, co widzicie podczas defilady z okazji 9 maja na placu Czerwonym. To pokazucha. Przejdźcie się tego dnia na prowincję, do jakiegoś miasta garnizonowego. Tam też organizują defilady, na których nie zobaczycie czołgu, działa ani rakiety. Nie zobaczycie chłopów na schwał maszerujących tak, że Wehrmacht mógłby pozazdrościć. Na prowincji suną konusy w za dużych mundurach. Nogi podnoszą niemrawo, spoglądają spłoszonym wzrokiem. Więcej zapału do walki mają pseudokibice Lechii Gdańsk, o Legii Warszawa już nie wspominając”.

Nie powiem, żeby mnie to do końca uspokoiło, ale książkę polecam z czystym sumienie. Tak o Rosji u nas jeszcze się nie pisało.

Jacek Matecki, „Co wy k… wiecie o Rosji!?”, Wyd. Trzecia Strona

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.