Jan Englert: "W Polsce niepodległej, wolnej kultura stała się marginesem"

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Jeśli nie będziemy się szanować, diabeł dalej będzie szedł przez Polskę środkiem ulicy i w świetle lamp, a anioł będzie przemykał wstydliwie bokiem

— twierdzi Jan Englert w rozmowie z „Plusem Minusem”.

We czwartek w Teatrze Narodowym odbyła się premiera „Kordiana” Juliusza Słowackiego w reżyserii Jana Englerta. W uroczystościach jubileuszowych 250-lecia teatru wziął udział prezydent Andrzej Duda.

Czytaj więcej: Andrzej Duda na jubileuszu Teatru Narodowego: „Chcę podziękować, że ten teatr był od początku polski i ta polskość jest w nim głęboko zakorzeniona”

Przez pryzmat tytułowego bohatera swojej najnowszej sztuki Englert przygląda się polskiemu społeczeństwu i dochodzi do wniosku, że Polacy nie uznają stanów pośrednich.

Mamy tylko niebo i piekło. Polak kocha albo nienawidzi. Jak wygra mecz, jest od razu mistrzem świata. Ale jak przegra - jest najgorszy na świecie, trzeba go skreślić i skazać na niebyt

— ocenia aktor.

Według Englerta z taką perspektywą nie ma szans, żeby się porozumieć i dogadać, ponieważ ludzie o odmiennych poglądach od razu są uznawani za wrogów. To nie prowadzi do dialogu, ale do kłótni. W „Kordianie” stawia pytanie, co się z nami stało, bo „nigdy nie byliśmy jako społeczeństwo tak zagubieni jak teraz”.

Nigdy wcześniej nie myliło nam się sacrum z profanum tak jak dziś. Każdy widzi je gdzie indziej. Nie mamy wspólnych kryteriów

— dodaje Englert.

Jego zdaniem wśród Polaków dominuje postawa egoistyczna.

Egoizm stał się polską religią

— twierdzi reżyser.

Kiedyś miał pretensje do losu, że nie dał mu szansy zginąć w Powstaniu Warszawskim. Ostatnio usłyszał od swojej córki, że on chciał zostać Konradem, podczas gdy jej koledzy marzą o tym, żeby być milionerami. Według niego w tym spostrzeżeniu mieści się zmiana, jaka po wojnie zaszła w polskiej mentalności.

Bo w czasach mojej młodości chłopcy marzyli o tym, żeby być kamieniami rzucanymi na szaniec, a w tej chwili kombinują, jak najszybciej zrobić majątek

— zauważa Englert.

Uważa, że w Polakach istnieje niezwykła tolerancja własnych grzechów, co bierze się z przekonania o szczególnej wyjątkowości i szlachetności naszej nacji.

Gdy nie ma zewnętrznego wroga, dla Polaków niegodziwi są inni Polacy

— twierdzi Englert.

Z zadowoleniem komentuje fakt, że na premierę „Kordiana” przybył prezydent Andrzej Duda. Przed obchodami 250-lecia Teatru Narodowego wysłano zaproszenie również do byłej głowy państwa - Bronisława Komorowskiego, za którego kadencji zapadła decyzja o patronacie. Potwierdzenie przyszło od prezydenta Dudy. Jak wspomina Englert, podczas jego obecności na scenie nieraz zdarzało się, że wysocy urzędnicy zapowiadali swoją obecność, ale na zapowiedziach się kończyło.

Oczywiście bardzo mi zależało na tym, żeby był prezydent. Obchodzimy przecież jubileusz 250-lecia Teatru Narodowego

— przyznaje Jan Englert.

Twierdzi, że w ostatnich pięciu dekadach jego kariery aktorskiej zdarzali się ministrowie kultury, którzy nie chodzili do teatru. Nie pamięta wyższych urzędników państwowych, którzy byliby wielbicielami teatru.

Myślę, że chodzenie do teatru jest postrzegane przez polityków jako strata czasu

— dodaje.

Przypomina, że w czasach PRL kultura pełniła funkcję wentyla bezpieczeństwa i dlatego kwitła.

W Polsce niepodległej, wolnej - kultura stała się marginesem

— ubolewa Englert.

Tłumaczy to tym, że transcendencja dla wielu stała się niepotrzebna, a ludzie gonią przede wszystkim za dobrami materialnymi i używaniem.

Teatr też przestał się interesować Bogiem. Zajmuje się głównie cielesnością, seksem, deficytem seksualnym i społecznym

— komentuje Jan Englert

Czytaj też:

Koniec z przeznaczaniem publicznych pieniędzy na pornografię w polskich teatrach - zapowiada wicepremier prof. Piotr Gliński

bzm/”Plus Minus”

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.