„Obce niebo”. Polska rodzina vs „szwecjalizm”. Czy naprawdę chcemy takiego autorytaryzmu w Polsce? RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Na tegorocznym festiwalu filmowym w Gdyni ciekawość wzbudziły dwa polskie horrory. Paradoksalnie to jednak oparty na faktach, obyczajowy dramat „Obce niebo” okazał się być o wiele bardziej przerażający, niż historia opętanego przez demona pana młodego i wampirycznych syren z Wisły. „Obce niebo” to prawdziwa historia ludzi, którzy pojechali do raju, a znaleźli się w piekle. Ten film to pozycja obowiązkowa dla wszystkich pięknoduchów, którzy w Polsce próbują od lat wprowadzać skandynawskie rozwiązania walki z krzywdzeniem dzieci.

Dariusz Gajewski pokazał z dokumentalną precyzją niszczycielską siłę „szwecjalizmu” i demoniczną twarz „państwa niańki”, która w imię arbitralnie zinterpretowanego dobra społecznego rozbija rodzinę. Tym razem trafia na polskie małżeństwo Basi ( nagrodzona w Gdyni za rolę Agnieszka Grochowska) i Marka ( Bartłomiej Topa). On jest trenerem piłki nożnej szkolnych drużyn. Ona dorabia sobie jako masażystka. Ich córka Ula (Barbara Kubiak) tęskni za swoją babcią i krajem, choć w przeciwieństwie do posługujących się jedynie językiem angielskim rodziców, mówi świetnie po szwedzku. Ula bywa w szkole agresywna. Jednak nie przez problem z brakiem asymilacji, a raczej zwykłe bolączki dorastającej 9- letniej dziewczynki.

O ile jej problemy w Polsce nie byłyby niczym specjalnie zajmującym, to w kraju leżącym po drugiej stronie Bałtyku nie mogły umknąć uwadze strażnikom specyficznie pojętej moralności. Szwecja jest bowiem krajem wyjętym z utopijnych wizji lewicowych naprawiaczy świata. Mroczny rysunek dziewczynki i agresywne zachowanie w stosunku do dokuczającej jej koleżanki sprowadza na polską rodzinę uwagę opieki społecznej uosobionej przez złowrogą Anitę (znana z kina Bergmana Ewa Fröling). Niewinne dziecięce kłamstewko Uli, wynikające z kłótni z mamą uruchamia destrukcyjną i niemożliwą do zatrzymania lawinę. Dziecko zostaje w majestacie prawa odebrane Basi i Markowi i umieszczone w rodzinie zastępczej. Polskie małżeństwo wpada w wir biurokratycznej machiny porównywalnej do koszmaru Józefa K. z Kafkowskiej powieści.

Kilka lat temu moja przyjaciółka opowiedziała mi historię swojej siostry i jej zderzenia z pomocą̨ społeczną w Szwecji. Była tak koszmarna, że w nią̨ nie uwierzyłem. Potem, co jakiś́ czas docierały do mnie kolejne historie, równie dramatyczne. Nie rozumiałem, jak to jest możliwe, że ludzie w tak liberalnym i szczęśliwym kraju mogą̨ się̨ tak źle, bezsensownie traktować́. Szczerze mówiąc dalej tego nie rozumiem. To jest zadziwiający paradoks, że mimo najlepszych intencji ludzie tworzą̨ biurokratyczne struktury, które unieszczęśliwiają̨ wszystkich.

-mówił o powodach realizacji takiego filmu jego reżyser i współscenarzysta Dariusz Gajewski.

Niektórzy krytycy zarzucają filmowi przewidywalność i zbyt czarno-białe spojrzenie na skandynawską poprawność polityczną. Ja jednak bronię struktury filmu Gajewskiego. Obnaża on jednoznacznie upiorną biurokratyczny walec wyjętą niemal z antyutopii Huxleya. Walec, który codziennie w imię Nowego Wspaniałego Świata każdego dnia rozjeżdża nie tylko szwedzkie rodziny. Gajewskiemu udało się idealnie wyciągnąć grozę takich krajów jak Szwecja, choć wychodzi on z założenia, że kraj ten jest „liberalny i szczęśliwy”. W tym punkcie się z reżyserem nie zgadzam. Szwecja to nie liberalny kraj, gdzie zasada mówiąca, że „chcącemu nie dzieje się krzywda” byłaby respektowana przez władze. Szwecja to w pewnym sensie kraj autorytarny. Tyle, że jego obywatele na taki rodzaj autorytatyzmu się zgadzają. Doskonale widać to w postępowaniu urzędników z opieki społecznej, którzy ze stoickim spokojem odzierają z godności niewinnych ludzi. Wszystko w imię „postępu” i piekerkowki dusz.

Anita przychodząc na pierwszą wizytę do domu Polaków zwraca uwagę, że gospodynie nie powinna w domu palić papierosów. Na sugestię odebranej rodzicom Uli, o tym, że skłamała dzwoniąc na specjalną infolinię dla dzieci, ze spokojem odpowiada, że dzieci wymazują z pamięci bolesne doświadczenia. Proste? Szwedzcy urzędnicy już nawet nie roszczą sobie prawa do wygodnej interpretacji prawa, ale „hipnotyzują” swoje ofiary, wmawiając im poczucie krzywdy. Wszystko dla ich rzekomego dobra. Dobra, które może być zinterpretowane tylko poprzez wszechmocne państwo.

„Obce niebo” poraża autentycznością. Gajewski unika taniego emocjonalnego szantażu i ucieka od łopatologicznego napiętnowania szwedzkiego systemu. Choćby poprzez postacie zastępczej rodzony, która szczerze chce zbudować domowe ognisko „skrzywdzonemu dziecku”. Agnieszka Grochowska tworzy wielowymiarowy obraz matki zderzającej się z bezdusznym biurokratycznym potworem. Systemem, który dosłownie mieli i dokonuje lobotomii duszy i mózgu mocniej niż system opisany przez Kena Kesseya w „Locie nad kukułczym gniazdem”. Systemem, którego nie można pokonać na drodze prawnej, o czym zaświadcza polskiej rodzinie mieszkający w Szwecji adwokat ( Jan Englert).

Film Gajewskiego będzie atakowany przez zacietrzewionych „postępowców” , pragnących w imię swojej utopii kontrolować każdy aspekt życia społeczeństwa. Niejeden totalitaryzm rozpoczynał się od pięknoduchostwa. Warto by ten film obejrzeli polscy politycy, którzy zmieniają prawo na obraz krajów skandynawskich. Prawo, które już zbiera swoje żniwo, odbierając w naszym kraju dzieci rodzinom arbitralnie uznanym przez urzędników za patologiczne. Oby szwedzkie „niebo” na zawsze pozostało dla nas obce.

5/6

„Obce niebo”, reż: Dariusz Gajewski, dystr: Next Film

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych