Tadeusz Zysk: „Jeśli chcemy jako kraj iść do przodu, musimy premiować za twórczość”. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Rok w rok muszę wydawać 20-30 tys. zł na audyty. Bezsensowne, bo przecież w rodzinnej firmie nie będę oszukiwał samego siebie i rodziny. Papiery leżą, może jakiś urzędnik kiedyś po nie sięgnie

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Tadeusz Zysk, socjolog i wydawca, właściciel wydawnictwa Zysk i S-ka, kandydat na posła z listy PiS w Poznaniu.

wPolityce.pl: Jest pan uznanym wydawcą, żył pan sobie spokojnie w świecie książek. Co pana skłoniło, żeby wystartować w wyborach do Sejmu?

Tadeusz Zysk: Jest takie powiedzenie, że można unikać polityki, ale polityka i nie pozwoli siebie uniknąć. Kilka czynników się zebrało, które wpłynęły na moją decyzję. Prowadziłem w Poznaniu rozmaite akcje i zauważyłem, że pewne rzeczy, konieczne dla otoczenia i oczywiste, są niemożliwe do zrealizowania z przyczyn czysto politycznych i ideologicznych. Chodziło na przykład o odbudowę w Pomnika Wdzięczności, czy takie przyziemne sprawy jak komunikacja miejska.

Należy pan do inicjatorów ustawy o książce. Jaka jest geneza tego projektu?

Spotykając się wśród wydawców, bardzo mocno odczuwaliśmy problemy czytelnictwa i książki w Polsce. Uświadomiliśmy sobie, że to kwestia nie tylko wydawnicza, ale szeroko rozumianej kultury i gospodarki. Bardzo różni wydawcy, o bardzo różnych poglądach, doszli do wniosku, iż państwo nie jest w stanie pomóc nam w uregulowaniu rynku książki, choć taki obowiązek ma. Wręcz odwrotnie – potrafi deformować ten rynek, szkodzić mu, tak jak było z podwyższeniem stawki VAT na książki z zerowej do 5 proc. Zrobiono to, choć doświadczenia angielskie pokazywały, że podwyższenie stawki o 1 proc. skutkuje takim samym spadkiem czytelnictwa. A stało się jeszcze gorzej, bo w Polsce ta strata się podwoiła – po roku czytelnictwo spadło o 10 proc! Inna sprawa: państwo narzuciło obowiązek wysyłania bezpłatnych egzemplarzy książek do bibliotek, obciążając kosztami wydawców. Nie ma w Polsce innego obszary rynku, w którym wymusza się takie daniny. Dalej – państwo zawiesiło prawo działania „martwej ręki”, czyli zasady, że po 70 latach po śmierci autora utwór staje się publicznie dostępny w domenie publicznej. Państwo stwierdziło, że to jest źródło dochodu i nakazało płacenie tantiem Ministerstwu Kultury i Sztuki. Skutkiem był kolejny impuls do spadku czytelnictwa, a jak przyjrzeliśmy się, co się dzieje z pieniędzmi z tantiem, okazało się, że są one przejadane przez resort.

Projekt przygotowany przez Polską Izbę Książki, a zgłoszony w Sejmie przez PSL, wzbudza jednak spore kontrowersje. Dyskusyjna wydaje się propozycja wprowadzenia stałej ceny na nową książkę w pierwszym roku jej sprzedaży. Jaki jest sens takiego zapisu?

Bardzo prosty. Tu nie chodzi o cenę. Tak naprawdę zagrożeniem rynku książki jest monopol – zdominowanie go przez jednego wydawcę i jeden podmiot handlujący. Widać to w sieciach, które obniżają ceny i wykańczają konkurentów. Zapis o stałej cenie na nową książkę w pierwszym roku jej sprzedaży jest tylko narzędziem, żeby uniemożliwić zdominowanie rynku, którego bogactwo rynku polega na różnorodności. Cena książek regulowana przez krótki okres to rozwiązanie ogólnoświatowe, zapobiegające powstawaniu monopolu. Bo jak zapanuje monopol, cena książek będzie bardzo wysoka, a oferta wydawnicza – bardzo zawężona.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych