Adamski z Gdyni: NOC WALPURGI. Demony divy bez futra. RECENZJA

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj

„Noc Walpurgi” to kino pełne erudycyjnych odniesień, ale nie wyrachowane. Zrobione z miłości do sztuki, ale też pełne humanizmu. Dojrzewa i nabiera prawdziwego wymiaru dopiero kilkanaście chwil po seansie. Natomiast Małgorzata Zajączkowska czekała na taką rolę całe życie.

Rok 1969. Młody dziennikarz (Philippe Tłokiński) pragnie przeprowadzić wywiad z divą operową ( Małgorzata Zajączkowska). Rozmowa od samego początku jest naznaczona ekscentryczną osobowością divy. Pewny siebie żurnalista prędko przekonuje się, że nie tyle czeka go wywiad, ile ostra walka dwóch różnych światów. Jej celem będzie ostateczne oczyszczenie, odkupienie win i zamordowanie wewnętrznych demonów. Oboje mają na twarzach maski. Czy to przykryte grubą warstwą scenicznego pudru, czy wyćwiczoną arogancją.

Komizm, farsa, seks, perwersja, miłość, wyzwolenie i zejście do piekieł- wszystko to pojawi się tej jednej nocy, przy której upodlenie reżysera z „Wenus w futrze” Polańskiego jest niemal niewinną igraszką.

Nocą Walpurgii dawni Germanie nazywali noc duchów, zmarłych, której przewodziła bogini śmierci Hel. Diva Nora pragnie powstać ze zmarłych. Jednak próbuje tego dokonać w noc symboliczną. Noc nazywaną też czasem „kościoła Szatana”. Czy odkupienie jest więc możliwe? Debiutant Marcin Bortkiewicz z nieprawdopodobną czułością pokazuje główną bohaterkę- upadłą wewnętrznie divę, która przeżyła Holokaust. Bortkiewicz wraz z operatorem Andrzejem Wojciechowskim pieści muzę kamerą, rani ją i wydobywa z jej wnętrza cały ból. Ból symbolizowany przez wytatuowany na ręku obozowy numer. Nora przetrwała Holokaust, choć zapłaciła za życie straszną cenę.**

Kolaboracja, perwersyjny związek z sadystycznym SS-manem i zmieszanie piękna sztuki z bestialstwem Auschwitz- jak wyzwolić się od takiego piętna? Czy może w tym pomóc z pozoru niewinny młodzieniec? Czy stając się zabawką, a nawet antidotum na chorobę toczącą podstarzałą kobietę, sam nie wpada w sidła demona?

Zajączkowska zapewne za tę rolę otrzyma wiele nagród, na czele z Lwami w Gdyni. Tworzyła swoją rolę nie myśląc o Holokauście. Opierała ją o takie postacie jak Simone Signoret i Maria Callas. Grająca niegdyś u Mazurskiego, czy Woody Allena artystka rozsadza skąpany w czerni i bieli ekran. Jej energia wylewa się bokami, idealnie korespondując z zuchwałością Bortkiewicza. W końcu podejmuje on temat ogromnego kalibru. A jednak momentami kpi i rozdrapuje , Jest przy tym groteskowy i zwinnie porusza się w cytowanych klasykach kina- od Polańskiego, Felliniego aż po Bergmana.

„Noc Walpurgi” to gęste kino. Pełne ukrytych znaczeń opowieść o przenikaniu się życia, sztuki, śmierci i miłości. Nie jest to film łatwy. Jego teatralność i manieryzmy odrzucą zapewne wielką część widowni. Ale nawet widz lubiący lżejszy repertuar nie przejdzie obojętnie obok wielkie roli Małgorzaty Zajączkowskiej. To dzieło jej życia. Ostateczne, pełne, wielkie i już dziś legendarne.

Łukasz Adamski z Gdyni

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych