ZAREMBA przed telewizorem: „Broadchurch” – arcydzieło

Pisałem już o angielskim serialu „Broadchurch” przy okazji pierwszej serii, w kontekście prowincji, na której rodzi się zbrodnia. Na ale kino! dobiegł końca sezon drugi. a ja twierdzę: to w kategorii serialu kryminalnego arcydzieło.

Ostatnio pisałem tak tylko o serialu „Żywe trupy”, którego szósty sezon zacznie się na Fox. Narażając się na śmiechy, że traktuję serio film o walce człowieka z zombie. Tymczasem to po prostu opowieść o ludziach. Obraz życia codziennego tych, którzy są poddani zagrożeniu ponad siły. I traktacik o różnych, na ogół patologicznych, namiastkach życia społecznego podczas kataklizmu. Z „Broadchurch” sytuacja jest prostsza. To klasyczny kryminał. Ze społecznym i psychologicznym zacięciem, opowiedziany po angielsku, czyli powoli, a jednak tak, że nie ma tam zbędnych słów ani scen. Pierwsza seria zaczyna się zabójstwem dwunastoletniego chłopca w nadmorskim miasteczku. Kończy się wykryciem zabójcy. Seria druga to opowieść o procesie tego zabójcy, a zarazem o rozwikłaniu przez parę policjantów innej, niezakończonej kiedyś sprawy zabójstwa dzieci w podobnym miasteczku. Paradoksalne, ale to na podstawie serialu Erin Kelly napisała powieść. Telewizja potrafi być już kreatorem prawdziwej sztuki. Dla mnie kryterium są moje emocje. Nie mogłem oglądać dwóch odcinków z rzędu. Nie tylko bałem się o bohaterów, lecz także wstydziłem się za nich, współczułem im.

Zwrócę uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, drugi sezon podnosi dramatycznie problem pogubienia się pozornie cywilizowanego, opartego na wygodnych dla sprawcy procedurach, wymiaru sprawiedliwości. Wszystko dzieje się zgodnie z prawem, a jednak zbacza na straszne manowce. W tle poruszane przeze mnie kilkakrotnie pytanie o rolę adwokata. Czy może być kimś, kto wykorzystuje słabości systemu i słabości ludzkie, aby za wszelką cenę ratować klienta? A po drugie, jest tu coś, co uderzało mnie w „Żywych trupach”. Nieczułostkowy, szorstki, czasem gorzki, ale wielki ładunek empatii wobec bohaterów. Jednak nie za wszelką cenę.

Drugi sezon kończy się jakimś rodzajem triumfu sprawiedliwości, chociaż pewnie nie takim, jak byśmy chcieli. Chapeau bas przed Chrisem Chibnalem, twórcą serialu. Może w ostatnim odcinku autorzy scenariusza trochę za bardzo, jak na mój gust, się zawahali w swojej demaskacji mielizn, w jakie popadła zachodnia cywilizacja z jej sprawiedliwością. A jednak to ledwie kropla dziegciu w morzu miodu. Nie wiem tylko, o czym może być sezon trzeci. Ale drugi też wydawał mi się niemożliwy. Bo o czym opowiadać, skoro złapano mordercę?

Piotr Zaremba (wSieci)

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych