"Karbala". Polska flaga powiewa nad Irakiem. Czy warto iść do kina? RECENZJA

Nie wpadnę w entuzjazm nad filmem, tylko dlatego, że „Karbala” technicznie dorównuje zachodnim produkcjom. Zeszłoroczne „Miasto 44” Komasy pokazało, że potrafimy pokazywać wojnę na światowym poziomie i nie ma co podniecać się samym faktem umiejętnego przedstawienia jej grozy. Na długo przed premierą miałem bardzo poważne obawy o to czy Łukaszewicz, który położył reżysersko swój debiut „Lincz”, da sobie radę z szalenie wymagającym kinem wojennym. Udało mu się połowicznie.

Paradoksalnie wojenna „Karbala” jest najlepsza w scenach rozgrywających się poza polem bitwy. Na dodatek za wyjątkiem bohaterów granych przez Leszka Lichotę i braci Żurawskich, drugi plan jest zbyt jednowymiarowy i mglisty, by pozwolić szczerze przejmować się losem poszczególnych żołnierzy. Bardzo dobrze natomiast wypada dowódca grany przez Bartłomieja Topę. Ulubieniec Smarzowskiego wiarygodnie pokazuje rozterki nieprzystosowanego do regularnej wojny „wodza”, który musi podejmować najtrudniejsze decyzję. Decyzje, do których go nie przygotowano. Ilekroć pojawia się na ekranie z pamiętnym Piłatem z „Pasji” Gibsona Hristo Shopovem w roli bułgarskiego dowódcy komandosów, czuć iskrzenie rodem z męskiego kina made in Hollywood. Topa nie przerysowuje roli jak Linda w „Demonach wojny wg. Goi” Pasikowskiego, ale nie jest też teatralny jak postacie z kulawego serialu „Misja Afganistan”.

Zupełnym przeciwieństwem Topy jest grający na jednym oddechu, niewybaczalnie źle poprowadzony Antoni Królikowski jako porwany przez Irakijczyków i oskarżony o niewykonanie rozkazu szeregowy. Irytuje przylepioną do twarzy jedną manierą na tyle mocno, że obniża temperaturę całego filmu, co jest ewidentnym błędem reżysera. Łukaszewicz zawodzi też miejscami przy scenach batalistycznych. Maskuje swoje niedoskonałości warsztatowe wiecznie trzęsącą się kamerą i sztucznym chaosem. Ostatecznie ten zabieg nudzi i irytuje nie mniej niż umęczony jak nastolatek uganiający się za spódniczką koleżanki Królikowski. Rozumiem, że reżyser nie miał u boku Sławomira Idziaka, który „Helikopterem w ogniu” wprowadził kino wojenne na nową ścieżkę, ale w mógł chociaż wziąć przykład z postmodernistycznego Jana Komasy. Młody filmowiec idealnie wyważył w „Mieście 44” surowość wojny z pożądanym w takim kinie patosem.

Niemniej jednak „Karbala” to dobre kino, które warto zobaczyć na dużym ekranie. Wszystkie niedoskonałości bledną przy finałowej scenie, w której widzimy powiewającą nad Irakiem polską flagę. Jak widać wieloletnia pedagogika wstydu wpajana Polakom przez elyty powoduje, że na tak zbanalizowanej przez amerykańskie kino scenie można się wzruszyć. I za to Łukaszewiczowi należy się jeden kciuk do góry więcej.

Łukasz Adamski

4/6 „Karbala”, reż: Krzysztof Łukaszewicz, dystr: Next Film

Czytaj również:„Karbala” – film, który przełamuje tabu na temat polskiego udziału w wojnie w Iraku. Wreszcie! RECENZJA

« poprzednia strona
12

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych