Ewa Dałkowska: "Szykany i ostracyzm sprawiły, że przyjęcie roli Marii Kaczyńskiej było polityczną demonstracją"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Szykany i ostracyzm sprawiły, że przyjęcie roli Marii Kaczyńskiej było polityczną demonstracją

— wyznaje Ewa Dałkowska w wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność”.

W rozmowie z Agnieszką Żurek aktorka mówi, że „Smoleńsk zwielokrotnił konflikt między Polakami do granic wrogości”.

Samo słowo „Smoleńsk” wywoływało nieprzyjazne emocje

— zauważa Dałkowska.

Przyjmując rolę Marii Kaczyńskiej w filmie Antoniego Krauzego poczuła ogromny ciężar odpowiedzialności.

Jak zagrać Marię Kaczyńską na miarę rosnącego mitu i wytrącić oręż szydercom? Do tego szykany urzędów uczyniły z toku produkcji tor przeszkód

— opowiada artystka.

Spotykały ją różne reakcje, ale otrzymywała również głosy serdecznego wsparcia. Twierdzi, że na planie filmu nie było osób przypadkowych.

Fakt, że film „Smoleńsk” od początku był przedsięwzięciem dla wielu osób niewygodnym, sprawił jednak, że na planie znaleźli się tylko ludzie, którzy rzeczywiście chcieli wziąć w nim udział

— wyjaśnia.

Ani chwili nie wahała się, czy przyjąć propozycję zagrania Marii Kaczyńskiej.

Ja się czuję dłużnikiem bohaterów, którzy ponieśli ofiarę życia. Ja jestem im coś winna. Zagranie roli w filmie Antoniego to jeszcze nie jest spłata długu, ale chociaż mały gest.

Jak komentuje fakt, że Państwowy Instytut Sztuki Filmowej odmówił dotacji dla filmu „Smoleńsk”, ale wspiera szkalujące dobre imię Polaków produkcje, takie jak chociażby „Pokłosie”?

Działalność PISF-u obrazuje stan ducha naszych elit. Odmowa wsparcia „Smoleńska” jest jednym z przejawów tego stanu

— ocenia aktorka.

Już teraz ponosi koszty swojego zaangażowania w film o katastrofie smoleńskiej.

Wiem, że wycofano mnie z kilku projektów filmowych, ale nie będę tego rozwijać

— ucina Maria Dałkowska.

bzm/”Tygodnik Solidarność”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych