Arcydzieło TIMBUKTU. Islamski terror w pigułce. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Nominowany do Oscara mauretański film Abderrahmane Sissako to nie tylko obraz muzułmańskiego fundamentalizmu, który okrutnie rozprawia się z mieszkańcami Mali. To przede wszystkim porażająca, wgniatająca swoją intensywnością opowieść o ludzkiej godności deptanej przez barbarzyńców uzbrojonych w szariat.

Poszatkowane historie kilku rodzin stawiających w najróżniejszy sposób czoła uciskającemu reżimowi tworzą niezwykłą mozaikę. Sissako po raz kolejny wpisuje się w nurt kina znanego w Polsce za PRL. To kino buntu, ale opakowanego w słodko-gorzkie szaty. Każda z pokazanych rodzin w małej wiosce, gdzie władzę przejęli radykalni islamiści na swój sposób stawia czoła agresorom. Uzbrojeni w karabiny dżihadyści, którzy przez megafon w centrum wioski wykrzykują co wolno, a czego nie wolno robić, wzbudzają nie tylko przerażenie, ale również zdumienie osoby żyjącej nawet pod butem, któregoś z zachodnich totalitaryzmów. Islamskie zniewolenie jest pełne i gorsze niż w koszmarach Orwella. A jednak w pewnym momencie ich działania są tak absurdalne, że zaczynają bawić. Do momentu , gdy dwójka muzułmanów, która złamała zakaz gry na gitarze w domu nie zostaje ukamienowana na oczach innych mieszkańców. Sissako w błyskotliwy sposób potrafi też przekuć balon grozy. W jednej ze scen przesłuchania mężczyzny oskarżonego o morderstwo, która jest wyjęta niczym ze średniowiecznych bajek muzułmańskich, jednemu z oprawców dzwoni komórka z popularną melodyjką znanej firmy telefonicznej. Zabawnie wygląda też hidżab ozdobiony designerskimi okularami przeciwsłonecznymi czy rozmowy dżihadystów o talencie Leo Messiego. Symbolicznie widać tu rozmijanie się nowoczesności, której podskórnie pragną również fundamentaliści z kajdanami ich interpretacji Koranu.

Afrykański reżyser unika czarno-białych kalek. Nie jest jego film żadną antymuzułmańską agitką. Tutaj przecież fundamentaliści prześladują umiarkowanych islamistów. A jednak w porażający sposób „Timbuktu” ukazuje czyste, ludzkie zło. Sissako jednoznacznie, ale z wyczuciem opisuje totalitarny reżim, którego siłę poznajemy poprzez losy jednostek. Jednostek nie raz wybitnych jak muzycy pozbawieni możliwości uprawnia sztuki, piłkarze ( piękna scena meczu rozgrywanego bez piłki) mogący stać się w przyszłości gwiazdami afrykańskiego futbolu. Oglądając zniewolenie totalne, które przecież zostało wprowadzone przez talibów w Afganistanie można poprzeć każdą interwencje zbrojną mającą na celu odsunięcie barbarzyńców od władzy. „Timbuktu” w miniaturze pokazuje też coś, co może czekać Europę jeżeli jej liderzy nie rozprawią się w porę z islamskim koniem trojańskim w jądrze zachodniej cywilizacji.

Przepięknie i naturalistycznie nakręcony przez Sofiana El Fani film eksponuje wszystko co najpiękniejsze i najbardziej przerażające w Afryce. To rajska kraina niszczona przez kolejne reżimy, nie pozwalające Afrykańczykom swobodnie oddychać. Jest to wielkie, choć przecież skromne i egzotyczne, kino.

6/6

Łukasz Adamski

„Timbuktu”, reż: Abderrahmane Sissako, dystr: Aurora Films

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych