Narażę się, ogłaszając, że serial „Żywe trupy” („Walking Dead ”) jest jednym z najlepszych, jakie widziałem. Konserwatystów (a i wybrednych z innych opcji) filmy grozy drażnią, śmieszą lub niepokoją.
A już figura zombie wydaje się trwale skompromitowana. I filmami serio, bo przypominają autoparodie, i rozlicznymi pastiszami, często zgrabnymi, ale niepozwalającymi traktować tematu poważnie. Wielu moich rozmówców nie chce przyjąć założenia wstępnego. Jak można się przejmować obrazem świata, który dotknęła wydumana plaga: oto martwi nadal żyją, a każde ukąszenie robi z ciebie kolejnego potwora?
Tłumaczę znajomym, że autorzy scenariusza traktują tę hipotezę jako pretekst. Jako prefigurację jakiegokolwiek kataklizmu niosącego stałe zagrożenie, co staje się testem na dzielność i na zachowanie człowieczeństwa. Oto i tajemnica.
Co dziwniejsze, to adaptacja bardzo popularnego w Ameryce komiksu Roberta Kirkmana. Trudno mi wyobrazić sobie mniej komiksową opowieść. Owszem, epatuje się nas obrzydliwościami, abyśmy sobie wyobrazili mękę bohaterów, ale głównie poznajemy ludzi, prawdę o ich wnętrzu.
Nie tylko o meandrach wyborów jednostkowych, tu się wiele wymyślić nie da, lecz o mechanizmach socjologicznych. Chwilami ta przypowieść o grupie wędrowców, która trafia na rozmaite minispołeczności, a czasem sama próbuje się ustabilizować jako wspólnota, staje się wręcz historią świata w kropli wody.
Quasi-despotyczne królestwo niejakiego Gubernatora. Mała despotia stworzona w splądrowanej Atlancie przez policjantów. Ale też i światłe osiedle rządzone przez byłą kongresmenkę. Nasi bohaterowie sami szukają najlepszego wyrazu dla swojej woli. Były policjant Rick też miewa zadatki na tyrana. A potem się cofa — w imię zżycia się z niegdyś obcymi ludźmi. Bo to także historia o przyjaźni, o potrzebie posiadania rodziny w najbardziej niesprzyjających warunkach.
Spór Ricka z kongresmenką Łukasz Adamski w debatach ze mną interpretował jako rozegrany w niepoprawnie politycznym duchu odpowiednik starcia twardych republikanów z naiwnymi demokratami. Ma trochę racji.
Jest coś jeszcze. Dopiero taki długi, wolno dziejący się serial stworzył warunki do autentycznego zżycia się z postaciami. Jedni giną, inni dołączają, niektórzy są z nami stale. Rick, Glenn, Deryl, Maggie, Carol — ja się naprawdę z nimi utożsamiam. To fenomen tego w istocie nowego gatunku — złożonego z wielu serii tasiemca. Na kanale Fox skończył się piąty sezon. W teorii ostatni, ale pewnie będą następne, bo nic się nie skończyło. To może trwać wiecznie. I akurat mnie by to nie przeszkadzało.
Piotr Zaremba (wSieci)
Nowy numer tygodnika „wSieci” w sprzedaży od 7 kwietnia br., teraz także w formie e-wydania dostępnego na tablety i smartfony w AppStore i Google Play. Wystarczy pobrać bezpłatną aplikację wSieci, działającą na platformach iOS i Android. Szczegóły na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/253802-zaremba-we-wsieci-walking-dead-to-serial-dziesieciolecia