Twórczość Kevina Smitha nie kręci się tylko wokół postaci Jaya i Cichego Boba. Niestety, zaserwował on nam również niezbyt udaną komedię policyjną „Cop Land” i straszący fanatykami religijnymi horror „Red State” – po czym, bynajmniej nie zniechęcony, nakręcił ni to śmiesznego, ni to strasznego „Tuska”, czyli „Pana Kła”. W założeniu miał to być zapewne „film tak zły, że aż dobry”, coś jak „Martwica mózgu” Petera Jacksona. Nie wiem, czemu Kevin Smith usilnie idzie w ślady Eda Wooda czy Uwe Bolla i mając ucho do dialogów, wyczucie komizmu i umiejętność kreowania ciekawych postaci upiera się przy kinie klasy B, które mu wychodzi topornie. Co prawda „Dogma” mu się udała – ale „Tusk” nie jest nawet w połowie tak wariacki, śmieszny i przeładowany pomysłami. Nawet nie jest obrazoburczy – chyba że za skandaliczność uznamy dowalenie Kościołowi i konserwatywnym politykom, którzy przekształcili w Kanadzie domy dziecka w szpitale psychiatryczne, gdzie wszyscy są pedofilami – księża, pielęgniarki, zakonnice i nocny stróż.
Oto dwóch kolegów – Wallace (Justin Long) i Teddy (Haley Joel Osment) w poszukiwaniu ciekawych materiałów do audycji radiowych trafiają w toalecie na wiadomość-przynętę zarzuconą przez „storytellera” z Kanady. Wallace udaje się tam niczym do jakiegoś zamku Drakuli. Z góry wiadomo, że sympatyczny staruszek okaże się psychopatą, a jego ulubioną rozrywką okaże się makabryczne przerabianie ludzi na… morsów. Teddy z dziewczyną Wallace’a, Ally (Génesis Rodriguez) ruszą na odsiecz przyjacielowi. Ze wsparciem w postaci inspektora Guya Lapointe (Johnny Depp) o nieprzytomnym, pijanym spojrzeniu.
Historię zainspirowała opowieść niejakiego Chrisa Parkinsona tym, jak to, będąc rozbitkiem, w ciągu trzyletniego, samotnego pobytu na wyspie Saint-Laurent niesamowicie zżył się z… morsem. Sam jej autor dużo później zdementował historyjkę jako fałszywkę, ale zdążyła stać się ona bazą do jednej z audycji podcastowych Kevina Smitha i Scotta Mosiera („SModcast”). Pewnie się spodobała, gdyż zaproponowano słuchaczom głosowanie dotyczące nakręcenia filmu – i tak, przy skromnym budżecie trzech milionów dolarów, „Tusk” dostał zielone światło. Zarobił tych milionów raptem niecałe dwa.
Doszukiwanie się głębi w tym filmie nie ma sensu, choć cytowanie przez bohaterów Lewisa Carrolla i Samuela Taylora Coleridge’a ma sugerować jakąś głębię czy przynajmniej obycie nie tylko w popkulturze. Przypominał mi się raczej o wiele zabawniejszy odcinek „South Park”, w którym Gerald Broflovski na własne życzenie zostaje… delfinem. W filmie Smitha przemiana ma być karą za przynależność do „złej ludzkości”, ale i jakimś wyniesieniem, skoro mors w optyce psychopaty jest o wiele szlachetniejszy od człowieka. Psychopata mści się na świecie za pobyt w zakładzie psychiatrycznym prowadzonym przez Kościół, krytykuje też ludzkość za chciwość i zamiłowanie do telewizyjnej, głupiej rozrywki (zgoda, ale zastanawiam się, czy dziełko Smitha zasługuje na miano rozrywki mądrej). Dostaje się też wąsaczom i ciemnogrodowi, czyli „Not-See Party” („Partii Ciemniaków”, której nazwa brzmi podobnie do „Nazi Party”). Bóg raczy wiedzieć, co chciał Smith powiedzieć – ośmieszyć „transgatunkowość”? Przestraszyć zbyt daleko idącą mizantropią?
Początek filmu jest całkiem niezły, jest śmiesznie (zabawna scena z domorosłym „Kill Billem”), a rosnący surrealizm sytuacji intryguje. Grający notabene w „Kill Bill” i innych filmach Tarantino Michael Parks pasuje do roli psychopaty, a w niektórych dialogach czuć echo starego dobrego Smitha. Granica między „dobrym złym filmem” a „złym złym filmem” jest jednak cienka, ale widz wciąż oczekuje, że film Smitha znajdzie się ostatecznie wśród tych pierwszych. Reżyser jednak rozwiewa te złudzenia i po obiecującym rozwinięciu akcji przechodzi w nudny „body horror”, w którym nawet stężenie surrealizmu czy nonsensu nie jest na tyle wysokie, sam „człowiek-mors” to za mało. Być może marzył się Smithowi jakaś komediowy, przerobiony przez poetykę własnych filmów odpowiednik Davida Cronenberga, nieustannie krążącego w swoich filmach wokół tematu transformacji ciał. Wyszła raczej „Ludzka stonoga” („Human Centipede”). „Tuska” można sobie darować, pozostaje nam czekać na trzecią odsłonę „Clerksów”.
2+/6
Tusk. Scenariusz i reżyseria: Kevin Smith. Obsada: Michael Parks, Justin Long, Haley Joel Osment, Génesis Rodriguez, Johnny Depp. USA 2014.
Sławomir Grabowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/253736-tusk-fatalna-trans-mors-formacja-kevina-smitha-recenzja