EXODUS.BOGOWIE I KRÓLOWIE. Zabrakło najważniejszego wymiaru. RECENZJA

Nowa wersja opowieści o Mojżeszu to widowisko filmowe najwyższej klasy. Trójwymiarowy widok plag egipskich, rozstępującego się Morza Czerwonego czy przepięknie sfotografowany przez Polaka Dariusza Wolskiego Egipt wbijają w fotel i pozwalają zrozumieć, dlaczego Hollywood nazywa się fabryką snów. Scott, podobnie jak w „Robin Hoodzie” czy „Królestwie niebieskim”, daje nam olśniewającą błyskotkę. Równie oślepiającą, co pustą w środku…

Niestety to nic nowego w przypadku tego niegdyś błyskotliwego twórcy. Od czasu „American gangster” Ridley zatopił się w kinie perfekcyjnie zrealizowanym, ale pozbawionym duszy. Poza kontrowersyjnym „Adwokatem” zrobionym z Cormackiem Mc- Carthym Brytyjczyk ani razu nie zbliżył się do takich swoich perełek jak „Łowca androidów” czy „Helikopter w ogniu”. Co ciekawe, Scott nie idzie w stronę Darrena Aronofsky’ego, którego „Noe. Wybrany przez Boga” był totalną wariacją biblijną. Twórca „Gladiatora” zrobił film biblijnie poprawniejszy, ale paradoksalnie odsunął się od istoty ksiąg Starego Testamentu. Scott odcina się od pomnikowego brązu z pełnych wzniosłego patosu i teatralnego aktorstwa filmów Cecila B. DeMille’a.

Interesująco wygląda ujęcie ciągłej walki między małostkowym i zawistnym Ramzesem (Joel Edgerton) a pojmującym powolutku swoje pochodzenie Mojżeszem (Christian Bale), która apogeum osiąga pod uderzającą falą tsunami. Jak przystało na twórcę „Gladiatora”, Scott solidnie podkreśla też pałacowe intrygi i historyczne tło Księgi Wyjścia.

Szkoda jednak, że skoro Scott postawił na ludzki wymiar Mojżesza, to zatrzymuje się gdzieś w połowie drogi, nie dociskając jeszcze mocniej postaci psychologicznie. Tak, Mojżesz jest wstrząśnięty losem Izraelitów. Tak, spiera się z Bogiem podczas egipskich plag, które dotknęły nie tylko oprawców ludu wybranego. Nie może również się pogodzić z faktem uśmiercenia przez boski gniew pierworodnych synów Egipcjan, na czele z synkiem Ramzesa (bardzo wzruszające sceny cierpienia króla po stracie ukochanego dziecka). Ostatecznie jednak cały gniew Mojżesza zamyka się w kilku neutralnych i zimnych dialogach, niemających ładunku emocjonalnego modlitwy Jezusa w Ogrójcu z Gibsonowskiej „Pasji” czy nawet zadziorności Noego u Aronofsky’ego. Momentami Bale’owi jest bliżej do jego pełnej, ale jednak komiksowej złożoności Bruce’a Wayne’a z Nolanowskiej trylogii o Batmanie niż biblijnej postaci.

„Exodus” został zakazany w kilku krajach muzułmańskich z powodu dwóch wątków. Część muzułmanów, dla których Mojżesz jest ważnym prorokiem, nie godzi się na wizję rozstąpienia się wód Morza Czerwonego przez zmianę prądów po uderzeniu komety oraz pokazania Boga jako kilkuletniego chłopca. Od dawna istnieje wiele „naturalnych” hipotez dotyczących rozstąpienia się Morza Czerwonego i teologowie ciekawie z nimi dyskutują, więc nie drażniło mnie takie potraktowanie zjawiska przez Scotta. O wiele bardziej kontrowersyjnym zabiegiem było ukazanie Boga jako małego chłopca. Mojżesz widzi Boga w ciele podobnym do innej najważniejszej osoby w jego życiu, czyli synka. Może Scott tak chciał pokazać bezgraniczną miłość Mojżesza do Boga, widoczną poprzez relacje z synem?

Niemniej można odnieść wrażenie, że starotestamentowy Bóg jest pokazany niczym złośliwe dziecko mszczące się na tych, którzy go nie słuchają. Martin Scorsese w kontrowersyjnym „Ostatnim kuszeniu Chrystusa” przedstawił szatana kuszącego Jezusa na krzyżu pod postacią małej dziewczynki, co miało jednak teologiczny wydźwięk. Scott jest zaś osobą niewierzącą i mógł nie dostrzec pewnych niuansów w tym zabiegu.

Brak teologicznego pazura to główny mankament „Exodusu”. Nie twierdzę, że od razu potrzeba przy takim kinie „religijnego szaleńca” w typie Mela Gibsona czy apologetów od biblijnych superprodukcji z lat 50. Trudno jednak nie zauważyć, że Scott chciał po prostu zrobić „sandałowe widowisko” w stylu wielkich produkcji z Hollywood i religia była dla niego tylko wymuszonym dodatkiem. Dowodem na to jest fakt, że film kończy się sceną wykuwania przez Mojżesza tablic z Dekalogiem. Dalsza część idealnie mogła pokazać narodzenie się Mojżesza jako duchowego ojca wyrwanego z niewoli ludu. Trudno jednak by było taką wizję opakować w wizualnie rozdęte widowiskowe kino z nieodłącznym trójwymiarem. Zabrakło w tym filmie wymiaru najważniejszego.

3/6

Łukasz Adamski

„Exodus. Bogowie i królowie”, reż. Ridley Scott, dystr. Imperial- Cinepix

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.