NA SKRAJU JUTRA. Dzień SF-istaka. Recenzja DVD

Można poczuć się mile zaskoczonym, że w dobie wałkowania tych samych motywów dostaliśmy wysokobudżetowy blockbuster SF, nie będący sequelem, prequelem, remakiem, restartem ani crossoverem – na takie pozycje trafić coraz trudniej. Film Douga Limana nie jest może najbardziej oryginalnym filmem świata, ale wygląda zaskakująco świeżo.

Inwazja kałamarnicowatych Obcych początkowo wygląda jak kolejna satyra na militaryzację Ameryki, tym bardziej, że bohater odpowiada za prowojenny pijar i spodziewamy się, że obejrzymy kolejną historię o tym, że wojna jest zła, zagrożenie przesadne, motywacje wojskowych fałszywe, a wojsko sadystyczne. Bohater przekona się o tym i zacznie brać udział w pokojowych manifestacjach. Jednak nic z tego, zagrożenie jest realne, porozumienie z wrogiem niemożliwe, a ów, jak się okaże, kombinuje z prawami wszechświata i pokonać go nie sposób.

Dość szybko major Will Cage (Tom Cruise) zostaje zapakowany w wypasiony egzoszkielet, zwerbowany do walki, w której nie ma najmniejszego zamiaru uczestniczyć i wysłany na pierwszą linię frontu. Tocząca się we Francji naparzanka nieprzypadkowo wygląda jak lądowanie w Normandii w „Szeregowcu Ryanie” w wersji futurystycznej, tylko z kosmitami zamiast Niemców; miłośnicy futurystycznych strzelanek będą w siódmym niebie. No, może w szóstym – za tyle milionów dolarów można było, zdaje się, jeszcze bardziej zaszaleć. A tu niespodzianka – okazuje się, że Cage po śmierci „restartuje się” do dnia przed walką i cała zabawa zaczyna się od początku – ale tym razem jest bogatszy o wiedzę, jak uniknąć wrażego pocisku czy przygniecenia jakimś żelastwem. Kinoman zauważy paralelę z „Dniem świstaka”, ale tam bohater po każdym dniu stawał się mądrzejszym (i lepszym) człowiekiem, tutaj zaś staje się głównie sprytniejszym graczem w grze o przetrwanie – zatem raczej jest to inspiracja grami komputerowymi, gdzie podobnie mamy nieskończoną ilość „żyć” i zawsze wracamy do ostatniego checkpointu. W filmie owo zjawisko restartu zostanie oczywiście jakoś zracjonalizowane na modłę sci-fi, choć i tak dziury logiczne przeświecać będą tu i ówdzie.

Nudzą mnie „Transformersi”, „Battleship: Bitwa o Ziemię”, nawet „Pacific Rim”. „Na skraju jutra” nudne nie jest, kolejne próby odmiennego zachowania bohatera w identycznych okolicznościach bawią. Cieszy oko Tom Cruise w egzoszkieletowej zbroi, cieszy Emily Blunt jako twarda wojowniczka, zaś Brendan Gleeson wygląda, jakby był stworzony do ról wolnomyślących wojskowych. Cieszą finałowe sceny rozwałki Obcych w paryskim Luwrze. Film Limana nie jest aż tak nową jakością jak sławny “Dystrykt 9” Blomkampa, poza wciągającą rozrywką w konwencji SF trudno doszukać się w nim alegorii czegokolwiek. Niemniej w swojej kategorii „odmóżdżacza”, którego nie wstyd lubić, film jest jedną z lepszych pozycji w tym roku. Gracze komputerowi (ale nie tylko) mogą sobie pomarzyć – ech, gdyby tylko dysponować taką techniką „save & load” w życiu, i to jeszcze bez konieczności umierania po każdym popełnionym błędzie…

5/6

Sławomir Grabowski

Na skraju jutra”, reż: Doug Liman, dytr: Galapagos

tytuł
tytuł

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych