MILION SPOSOBÓW, JAK ZGINĄĆ NA ZACHODZIE. Zadyszka Setha. RECENZJA

Choć trudno w wielu miejscach tego filmu powstrzymać się od rechotu, to widać, że Seth MacFarlane złapał zadyszkę. Mistrz niepoprawności politycznej z „Family Guy” zamiast ironicznej, sarkastycznej opowieści wyśmiewającej mit Dzikiego Zachodu, leniwie popada w slapstick. Świetne dialogi, które były siłą jego „Teda” w tym filmie są zbyt często przykrywane fekalno-genitalnymi dowcipami.

Kilka dni temu Seth MacFarlane w jednym z programów telewizyjnych w zabawny sposób sam wystawiał fatalne recenzje swojej nowej komedii, wybijając rzekomo recenzentom broń z rąk. Skecz nabiera jednak gorzkiej wymowy po dzisiejszej światowej premierze filmu. MacFarlane jest jednym z najbardziej niepoprawnych politycznie komików w USA. Oskarżany o antysemityzm, islamofobię i chrystofobię, rasizm, seksizm i każdy inny –izm twórca najlepszego obok „South Park” serialu animowanego dla dorosłych - „Family Guy”, pierwszy raz musi przełykać gorzką pigułkę. Niestety na własne życzenie.

Co byłą siłą jego poprzedniej komedii „Ted”? Nie, wcale nie absurdalność historii pluszowego misia, który odżył ożył, stał się celebrytą, ćpał i umawiał się z prostytutkami. Tym co tak bardzo spodobało się wychowanej na ostrym, nieraz obrzydliwym, ale inteligentnym dowcipie rodem z twórczości Treya Parkera i Matta Stone’a, były błyskotliwe dialogi, cięte riposty doskonałe wyśmianie popkulturowych elementów. Na pierwszy rzut oka opowieść o fajtłapowatym hodowcy owiec Albercie Starku ( Seth MacFarlane), seksownej rewolwerowczyni Annie (przepiękna Charlize Theron ) i jej diabolicznym mężu- mordercy Clinchu Leatherwood (niemrawy Liam Neeson) wpisuje się w ten rodzaj satyry. Znów MacFarlane dociska do końca pedał, gdy inni twórcy komedii zatrzymują się w obawie przed oskarżeniem o obrazoburstwo. Momentami potrafi też zaskoczyć pakując do filmu stos odniesień do popkultury, błyskotliwie wplatając w akcję ukochane filmowe postacie ( miłośnicy „Django” czy „Powrotu do przyszłości” będą zachwyceni), i igrając z niemal świętej stylistyce westernów z lat 50-tych. Widać też w filmie przebłyski sytuacyjnego humoru i dialogów, które są podstawą sygnowanych przez tego komika programów na czele z „The Cleveland Show”. **To uczyniło MacFarlane’a sławnym, kochanym i jednocześnie nienawidzonym scenarzystą i komikiem, który jak nikt inny w ostatniej dekadzie oburzył w roli prowadzącego noc rozdania Oscarów.

Niestety w „Milion sposób, jak zginąć na Zachodzie” próżno szukać jego standardowych popisów, czyli postaci w typie zmanierowanego psa-Briana, diabolicznego dzieciaka Stewiego czy kalekę Joe’a Swansona. Tutaj wszyscy są kretynami kochającymi żarty o kupie w typie Petera Griffina. Owszem, mamy dwie przezabawne i oryginalne postaci. Edward (Giovanni Ribisi), który pragnie stracić dziewictwo dopiero po ślubie ze swoją dziewczyną i zarazem prostytutką Ruth (Sarah Silverman), która obsługuje po 15 kowbojów na dobę, stanie się jedną z ikon filmowych kretynów. Odjazd na dragach u Indian jest zaś lepszy niż w „Urodzonych Mordercach”. Za jeden ze skeczy o islamie pewnie już ostrzą bojownicy Allaha maczetę na głowę Setha. Jak zwykle u tego libertyna dostaje się też Żydom i chrześcijanom. Za inny z dowcipów na gałęzi poprawności politycznej pewnie powiesiłby go chętnie sam Spike Lee. Najmocniej jednak MacFarlane wali w mit Dzikiego Zachodu oraz siebie samego. Zrobić z siebie taką „ciotę” potrafi tylko Woody Allen, albo właśnie ten 41- letni facet o twarzy wiecznego dziecka.

MacFarlane wpadł w największą pułapkę, jaka czyha na komików. O lenistwo chodzi rzecz jasna. Zamiast więc wzbić się na wyżyny dowcipu opartego na dialogach, autor komedii o Dzikim Zachodzie woli sikające na twarz zwierzęta, publiczną biegunkę ( swoją drogą trudno się nie śmiać z doskonałego w swojej roli Neila Patricka Harrisa) czy spadanie z konia. Slapstick ma jednak to do siebie, że szybko się nudzi, i dziś sprawdza się raczej w komediach typu „prank-vérité”. Producenci filmu strzelają też sobie w kolano umieszczając najlepsze żarty w zwiastunie, co psuje trochę ostateczny efekt podczas seansu.

Niemniej jednak każdemu, komu podobał się „Ted” i ceni „Family Guy” mogę ten komediowy western polecić, Seth MacFarlane nawet jak ma zadyszkę i jest w gorszej formie, to i tak gwarantuje perwersyjnie dobrą zabawę, której lepiej jednak nie pokazywać rodzinie. Taki rodzaj rozrywki jest zarezerwowany wyłącznie dla niegrzecznych chłopców i dziewczynek. Niech ten film będzie traktowany jako średnio udany przerywnik między kolejnymi sezonami „Głowy rodziny” i przede wszystkim „Tedem 2”, który mam nadzieję dowiedzie, że MacFarlane’a nie stracił tego, co jest jego znakiem rozpoznawczym.

3,5/6

Łukasz Adamski

„Milion dolarów, jak zginąć na Zachodzie”, reż. Seth MacFarlane, dystr: United International Pictures.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych