KRZYWDA, czyli spływ kajakowy NASZA RECENZJA

Płyta, którą dziś chciałbym przybliżyć, pierwszej świeżości nie jest – wyszła w połowie 2013go roku. Tyle, że jest to album wydany w niewielkim nakładzie tysiąca egzemplarzy przez sam zespół i nie mający odpowiedniego medialnego rozgłosu (nie można go dostać nawet na Serpencie, a jeśli tam jakiejś polskiej płyty nie ma, to najczęściej oznacza to, że taka płyta nie istnieje – „Jazy” to wyjątek potwierdzający regułę). Niestety, dziś sukces krążków coraz mniej zależy od ich jakości, a coraz bardziej od publicity. Ile byłaby warta Justynka Bieber albo Lady ZGaGa bez promocji?. Mniej niż plastik, na których wytłoczono ich piski!. Wykorzystuję więc nasz portal jako ambonę do nagłośnienia twórczości zespołu Krzywda – bo jest tego warta!

Nazwa przestaje budzić złowrogie konotacje, kiedy okazuje się, że szefem kapeli jest klawiszowiec Bartek Krzywda. Elbląski kwintet gra zelektryfikowany jazz, w którym element fusion zapewnia bateria analogowych keyboardów (lider) i elektryczny bas (Patryk Giedziun). Sekcji rytmicznej dopełnia perkusja Adama Golickiego i… kontrabas Jurija Miszczenki. Podwojenie instrumentów basowych pozwala na zagęszczenie rytmu albo na oddelegowanie jednego z nich do innych zadań (Miszczenko i Giedziun często skupiają się na tkaniu ciekawych faktur pod instrumenty solowe). Głównym nośnikiem melodii jest saksofon, a raczej kilka saksofonów obsługiwanych przez Szymona Zeuhlke. Zespół trzyma się jazzowego frazowania, ale wzbogaca je psychodelicznymi ciągotkami. Czyli koncepcja dość oryginalna. Jak z wykonaniem? W tym momencie muszę popaść w lekkie rozdwojenie jaźni, bo żeby z czystym sumieniem skomplementować brzmienie Krzywdy, musiałbym mówić o brzmieniu koncertowym. Na żywca zespół wspina się na wyżyny możliwości, gra z czujem i nerwem. Płyta nabyta po elektryzującym występie nieco rozczarowuje pod względem realizacji – ciut brakuje głębi dźwięku. Ale w sumie to jedyne zastrzeżenie jakie mógłbym do niej mieć, bo poza tym prezentuje paletę ciekawych pomysłów. Sporo tu momentów pod Davida Sanborna – na jego płytach też najważniejszy jest saksofon, a wszystko inne co gra ma dlań stanowić eleganckie, bezinwazyjne tło. Aliści u Krzywdy to tło jest nieraz dość mocno odjechane, w czym niewątpliwa zasługa żonglerki brzmieniami klawiszy – od archaicznych, wręcz acid rockowych, do takich podelektronizowanych, jak u zespołów z nurtu Madchester. Posłuchajcie utworu „Kajf”, gdzie ten Sanborn jest najwyraźniejszy. Są jednak utwory, gdzie każdy muzyk ma chwilkę na zaprezentowanie swoich umiejętności – np. „Mała Drwęca”, gdzie kunszt kontrabasisty prezentuje Miszczenko, a Krzywda wygrywa klasycyzujący wstęp. Żeby nie było nudno, w „Sfilamo na trube” gościnnie dmie w trąbkę Marcin Gawdzis, znajomy lidera z formacji Special Jazz Sextet, a całość mieni się różnymi odcieniami elektrycznego Milesa Davisa. Całość wieńczy mocno psychodeliczna piosenka „Hydromłynek”. Płyta jest długa – ponad 72 minuty, ale nie nudzi ani przez chwilę.

Podoba mi się luzackie podejście zespołu do własnej twórczości. Krzywda opakowuje swoją muzykę w absurdalny koncept kajakowego spływu. Tytuł „Jazy” to nie błąd – chodzi o sztuczne progi wodne służące do utrzymania poziomu wody umożliwiającego żeglugę. Meandrów rzeki dotyczą też niektóre tytuły utworów (kropką nad I byłby kower „Piosenki młodych wioślarzy” Kultu…). Zastanawiam się jak potraktować w tej sytuacji „Kajf” – to słowo rosyjskie, oznaczające ulgę po wypiciu wody na kacu. Widać kajakarze święci nie są… Zresztą język rosyjski pobrzmiewa tu częściej jako parlanda w przerwach między utworami (wpływ kontrabasisty?). Kajakarską konwencję dopełniają grafiki Jacka Filc-Nowakowskiego - mapka rzeki w książeczce to dzieło samo w sobie! W booklecie znajduje się też absurdalny esej o żegludze rzecznej. I to się nazywa inteligentny koncept, proszę państwa! Przemyślany, dopracowany do najdrobniejszego szczegółu (mimo skromnego budżetu) i w dodatku zabawny . http://www.youtube.com/watch?v=tvkbTRc3Bgg

Jest dobrze. Jeśli następnym razem nie będą oszczędzać na studio – będzie wręcz kapitalnie! W ogóle okazuje się ostatnimi laty, że gdańscy i bydgoscy yassowcy nie mieli monopolu na twórczą modyfikację jazzu. Najpierw szczękoopad zafundowała mi Frittata, potem Atom String Quartet, teraz swoje trzy grosze dorzuca Krzywda. Radzę zwrócić uwagę!

Paweł Tryba

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.