Opera Narodowa - nudna i niezdrowa? Krytyk teatralny "Rz" nie kryje rozczarowania

"Sezon za sezonem mija, a w Operze Narodowej jej dyrektor artystyczny robi kolejne przedstawienie na ten sam temat" - komentuje dziś w "Rzeczpospolitej" Jacek Marczyński, który przy okazji premiery „Manon Lescaut" Giacomo Pucciniego postanowił podsumować cały dorobek Mariusza Trelińskiego jako dyrektora najważniejszej w Polsce sceny operowej.

Czy bohaterką jest mitologiczna Eurydyka, chińska księżniczka Turandot, czy też wagnerowski żeglarz-tułacz, którego zauroczyła Senta, Mariusz Treliński ciągle pokazuje kobiety, które urzekają mężczyzn, a oni nie są w stanie tak naprawdę być z nimi. Nie chcą, nie potrafią, boją się? Odpowiedzi do końca nie poznajemy nigdy.

To spektakle o obsesjach i lękach współczesnych mężczyzn, nie zaś o zdarzeniach rozgrywających się w prawdziwym świecie.

Marczyński pisząc o powtarzanej przez reżysera metodzie zauważa, że choć Treliński odrzuca kicz i banał klasycznych przedstawień, to:

proponuje inny banał, tyle że współczesny: nagie dziewczyny, wyuzdany seks z obowiązkowym facetem w damskich pończochach, działka kokainy wciągana nosem, gangster w białym garniturze, playboy w kwiaciastej koszuli i skórzanej kurtce. To nasz dzisiejszy kicz teatralny, powielany tak często, że stracił już głębszą znaczeniową wartość.

Efekt?

Ze sceny Opery Narodowej wieje nudą. A finałowa scena śmierci dłuży się tak samo jak w starej, konwencjonalnej inscenizacji, gdy gruba primadonna udawała, że umiera z wyczerpania.W warszawskiej „Manon Lescaut" nie ma prawdziwych postaci, są martwe lalki.

Obszerna recenzja Jacka Marczyńskiego "Koszmar nudnych nocy" w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".

cis

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych