Ewa Dałkowska: "Nie rozumiem, dlaczego rządzący naszym krajem działają przeciw narodowi"

fot. YouTube/Blogpress
fot. YouTube/Blogpress

Ewa Dałkowska nie ma wątpliwości, że po pięciu latach od katastrofy smoleńskiej, wciąż nie znamy prawdy. Nie ukrywająca swoich konserwatywnych poglądów aktorka, w rozmowie z portalem Michnika twierdzi, że „żyjemy w najgorszych czasach; zaćmionych, zaczadzonych”.

Aktorka przyznaje, że 10 kwietnia, zamiast obchodzić dzień swoich urodzin, wraz z mężem wspomina ofiary katastrofy smoleńskiej.

W tym roku, z okazji piątej rocznicy, szczególnie uroczyście wspominaliśmy to straszne wydarzenie. Przemawiał Jarosław Kaczyński i słuchał go nieprzebrany tłum. Ale wie pan, taki tłum, pośród którego można posadzić na krawężniku dziecko i nikt go nie zadepcze. Podobnie było na uroczystościach pogrzebowych Jana Pawła II w Rzymie. Niezwykła atmosfera, niezwykli ludzie.

Dopytywana czy to ten sam „agresywny tłum” ukazywany przez ostatnie lata w mediach, nie kryje zdziwienia.

Agresywny? Nie zauważyłam. Pan doskonale wie, że wszystko można pokazać tak, jak się chce. Wybrać odpowiednie kawałki i je zmontować. Tak samo robiono z Lechem Kaczyńskim - montowano o nim materiały mające go ośmieszyć. Proszę nie dać sobą manipulować zafałszowanymi przekazami medialnymi

— punktuje dziennikarza aktorka. I dodaje:

Nie widziałam agresji ze strony gromadzących się pod krzyżem ludzi. Agresja, różne prowokacje przyszły raczej z innego kierunku.

Dałkowska podkreśla, że należy do tych osób, które chcą poznać prawdę o katastrofie smoleńskiej.

Uważam, że tym, którzy zginęli, jestem coś winna. Jeśli lud smoleński to ludzie, którzy domagają się prawdy o katastrofie, chcą jej pełnego i uczciwego wyjaśnienia, to mogę nim być. Pięć lat po tym strasznym zdarzeniu nadal nie mam poczucia, żebym usłyszała o nim prawdę.

Nie ma też wątpliwości, że tezy lansowane m.in. przez zespół Macieja Laska, są nieprawdziwe.

Byłam w Smoleńsku zaledwie kilka miesięcy po katastrofie, znajomy ksiądz bardzo chciał tam odprawić mszę. Widziałam, jak to miejsce wyglądało, i nikt mi nie wmówi, że potężny samolot rozpadł się na miliony kawałeczków, bo zahaczył skrzydłem o wątłą brzózkę. To po pierwsze. A po drugie bardzo mi się nie podoba, jak są traktowani najbliżsi ofiar. Syn i wnuk Anny Walentynowicz do dzisiaj nie wiedzą, gdzie jest jej ciało. Broniono dostępu do trumien, w końcu je pomylono.

Aktorka zaznacza też, że żyjemy w czasach, w których zaciera się granice pomiędzy dobrem a złem. Sama nie chce być jednak obojętna.

Nie jest mi obojętne, co się dzieje z polskimi zakładami, lasami, którą są naszym wielkim narodowym dobrem i na które są nieustanne zakusy, z polskimi rybakami. Nie rozumiem, dlaczego rządzący naszym krajem działają przeciw narodowi.

Dałkowska, która w „Smoleńsku” Antoniego Krauzego wcieli się rolę Marii Kaczyńskiej, przekonuje, że film ten jest ważny.

Myślę, że ten film jest po prostu niewygodny dla rządzących naszym krajem. Tym bardziej uważam, że trzeba było go zrobić.

lap/weekend.gazeta.pl

CZYTAJ TEŻ: Ewa Dałkowska w „Sieci” o roli w filmie „Smoleńsk”: „Naszym zadaniem jest zbudowanie prawdy o nich, a ona była przecież wielokrotnie zafałszowywana”

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.