Jan Polkowski: Wojna przegrana w przestrzeni kultury będzie ostateczną klęską narodu. WYWIAD

Fot. Jan Lorek
Fot. Jan Lorek

Polska trwa w dziełach, jest dziedzictwem pokoleń, tych którzy jej służyli najlepiej. Tęsknimy do idei, wyidealizowanego symbolu, marzenia, wyjątkowych bohaterów, a Polacy jak wszyscy ludzie są skłonni raczej do grzechu niż do szlachetności, do słabości niż heroizmu

— mówi pisarz i poeta, a także publicysta tygodnika „wSieci” Jan Polkowski w rozmowie z Janem Lorkiem.

wPolityce.pl: Zaraz po ukazaniu się książki „Polska, moja miłość” napisał Pan do tygodnika „wSieci” tekst pt. „O trudnej miłości”, który odnosił się do tego wydawnictwa. Na pozór takie zestawienie może być trudne do zrozumienia, ale chyba w Polsce jest naturalne i właściwe. Czy obawia się Pan, że ta miłość z czasem będzie coraz trudniejsza? Jak trudna może być, żeby wciąż pozostała miłością?

Jan Polkowski: Mówienie o miłości i przeszkodach, trudnościach nie niesie ze sobą sprzeczności. Przeciwnie, każda miłość nie tyle sprawdza się czy przechodzi próbę podczas pokonywania dramatycznych przeciwności co urzeczywistnia, przyobleka w realny kształt, nabiera krwi i światła. Wniosek z tej tezy jest prosty, chociaż zarazem paradoksalny – im silniejsza obecność i aktywność wrogów Polski, im większa szerzy się pogarda i rozpala nagonka wobec „demonów polskiego patriotyzmu” tym łatwiej jest tę miłość w sobie odkryć, nazwać, zrozumieć, a potem ofiarować Jej to co w nas jest najcenniejszego. To czego Ona akurat potrzebuje i czego od nas wymaga.

Czy ewentualne drugie wydanie uzupełniłby Pan o ten tekst?

Czytelnictwo w Polsce jest w upadku. Inne narody europejskie czytają o wiele więcej. Ponad 60% Polaków nie czyta wcale. Polscy tradycjonaliści narzekają na zawłaszczanie mediów i kultury przez liberałów i lewicę ale niewiele robią by to zmienić, również sami nie uczestniczą w kulturze jako konsumenci, a tym samym nie wspierają twórców. Dlatego „Polityka” ma większy nakład od „wSieci”, a ja nie myślę o drugim wydaniu. A przecież wojna przegrana w przestrzeni kultury będzie ostateczną klęską narodu. Bez silnej, opartej o tradycję polskiej kultury Polska pozostanie nawet nie zniewoloną ale bezwolną przestrzenią i geograficzną nazwą pozbawioną treści.

To w ogóle jest jeszcze dla kogo pisać?

Na świecie żyje około sześćdziesięciu milionów Polaków więc z całą pewnością tak. W dodatku jedna trzecia z nas mieszka za granicą i w sporej części szybko się wynaradawia, porzuca polskość jak zbędny balast. Wierzę, że odrodzenie może wybuchnąć w każdej chwili, dlatego trzeba, mówiąc obrazowo, krzesać iskry. Mam nadzieję, że „Polska, moja miłość” to jedna z nich.

Mam takie wrażenie, że ludzie doceniający polskie dziedzictwo, sławiący historię Polski, równocześnie mają możliwie najgorsze zdanie o współczesnych Polakach. Gdzie została, co się stało z Polską, do której tęsknimy? Czy nie boi się Pan, że wystarczy kilka lat, żeby ludzie pomyśleli, że może nigdy jej nie było, że tylko pocieszamy się jej wizją?

Polska trwa w dziełach, jest dziedzictwem pokoleń, tych którzy jej służyli najlepiej. Tęsknimy do idei, wyidealizowanego symbolu, marzenia, wyjątkowych bohaterów, a Polacy jak wszyscy ludzie są skłonni raczej do grzechu niż do szlachetności, do słabości niż heroizmu. Każdy naród choruje, nawet ten który nie zdychał przez długie lata pod niemieckim i rosyjskim butem. Myśli Pan, że Traugutt czy Piłsudski mieli do czynienia z lepszymi Polakami od tych, którzy żyją dzisiaj? Tak jak trwa we współczesnych wspaniałość Polski, tak trwa w nich również polska nędza, bylejakość i tchórzostwo.

Może jest to jakieś pocieszenie, że dziś pamiętamy o bohaterach a jedynie czasem ktoś powie, że Piłsudski wychodząc z Oleandrów też nie miał poparcia w społeczeństwie. Czy widzi Pan jednak jakiekolwiek perspektywy dla Polski?

Jakiekolwiek są zawsze. Żeby te perspektywy mogły być jaśniejsze trzeba pracowicie, z wysiłkiem, w oparciu o naszą tysiącletnią kulturę pokonać kryzys tożsamości, a następnie powiązany z nim i równie zabójczy kryzys demograficzny. Bez spełnienia tych dwóch warunków będziemy powoli tracić oddech i dość szybko pójdziemy na dno.

Wracając do książki: teksty w większości były wcześniej opublikowane w tygodniku „wSieci”. Pisał Pan o tym, czym w danej chwili chciał się podzielić, czy czasem sugerowano tematy, proszono o konkretne komentarze?

Tygodnik oferuje mi pełną swobodę wyboru tematów, z czego, jak widać, niezbyt korzystam, bo piszę ciągle na jeden i ten sam temat.

Często przywołuje Pan Pismo Święte. Chciałem zapytać o jakiś ulubiony fragment, albo Księgę.

Biblia oprócz religijnego znaczenia jest jednym z największych dzieł literackich, może najwspanialszym, więc czytam ją także z tego powodu. Jednak przeniknięcie do mojej tożsamości i myślenia biblijnego języka, jego melodii, metafor, opisów, pojedynczych słów to skutek przede wszystkim słuchania przez dziesiątki lat czytań Pisma w czasie mszy. Ta święta Księga zadomowiła się we mnie i już od lat żyje niezależnym życiem, ponad moim planem i krótkim czasem.

Czy w tej chwili, oprócz felietonów do „wSieci”, pracuje Pan nad kolejną książką?

Mam zaplanowaną powieść i trochę siedzę nad niewielkim tomem opowiadań.

Życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Jan Lorek

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.