"Obce ciało" na sali kinowej

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. filmweb
fot. filmweb

Niedawno słyszałam, bo wieści środowiskowe rozchodzą się szybko, że jeden z najbardziej znanych polskich reżyserów, Krzysztof Zanussi zgłosił swój najnowszy film „Obce ciało” do konkursu Festiwalu Filmowego w Gdyni, ale nie został on przez komisję zakwalifikowany.

To był jednak dopiero początek kłopotów twórcy z tym obrazem i próbami jego eliminacji z przestrzeni publicznej. A próbuje się tego to siłą, to sposobem. Wczoraj odbył się pokaz prasowy „Obcego ciała”, i przyznam, że było to dla mnie, krytyka filmowego z wieloletnim stażem, przeżycie zupełnie nowe. I mocno niepokojące.

Ale najpierw – o czym opowiada ten film, bo to stanowi sedno całej sprawy. Oto młoda Polka Kasia zakochuje się z wzajemnością w przystojnym Włochu, Angelo, ale w jakimś momencie zostawia chłopaka – jak mówi reżyser – „dla jeszcze większej miłości”. Tą „jeszcze większą miłością” jest Bóg, Kasia decyduje się zostać mniszką. W dodatku oboje próbują sobie z tą nową, trudną sytuacja poradzić, po ludzku, nie powiększając obszaru strat, który i tak jest wielki. Prawda, jaki obciachowy temat? Aż dziwne, że reżyser - światowiec, częsty bywalec konwentykli filmowych od Cannes i Wenecji  po Toronto i Chicago, wpakował się w taką „ciemnogrodzką” fabułę! Ale to nie wszystko. Mamy jeszcze wątek uboczny, który potem dominuje akcję – stosunki w multinationals, międzynarodowych korporacjach, mentalność korporacyjna, metody kontroli pracowników i zdobywania kontraktów – który kontrapunktuje pierwszy motyw fabuły. Przez film przewija się także temat „resortowych dzieci” – szefowa korporacji Kris jest adoptowaną córką komunistycznej sędziny, zbrodniarki Róży Molskiej – która oczekuje na proces, i nie rozliczonych grzechów z przeszłości.

Trochę groch z kapustą – jakby reżyser wertował gazetę i zakreślił kółkiem kilka najbardziej, zdaniem jego, aktualnych dziś problemów. A więc – materializacja i sekularyzacja, wyparowywanie z życia Europejczyków sacrum, ba, świadomości, potrzeby najprostszego podziału  na dobro – zło. Tzw. mentalność korporacyjna, zaprzedanie multinationals duszy i ciała w zamian za sukces i pieniądze, co zwykle kończy się szybkim wypaleniem pracownika i długą depresją. Źle pojmowany awans zawodowy kobiet – które zdradzone przez feministki – wywalczyły sobie wprawdzie awans zawodowy, lecz za cenę rezygnacji z rodziny, dzieci, harmonijnego spełniania swojego kobiecego powołania. No i problem trzeci – brak rozliczenia z przeszłością / lustracja, dekomunizacja/, co zaowocowało chaosem, demoralizacją społeczeństwa, któremu odebrano moralne drogowskazy. Relatywizacją wszystkiego, także winy i kary - bo gdzie nie ma winy, nie ma także kary. Na konferencji prasowej Zanussi mówił:

Próbowałem tylko powiedzieć, że istnieje zło i dobro i nazwać je po imieniu

. I o tym jest jego ostatni film. Widać jak na dłoni, że Zanussi sam sobie jest winien swoim kłopotom, bo nikt mu nie kazał sięgać po trefne tematy, prawda?

Wczorajszy pokaz prasowy był sygnałem problemów, jakie czekają „Obce ciało”, w polskich mediach i na krajowych festiwalach. Przez cały czas trwania projekcji jakaś trójka przybyszów – bo trudno mi nazwać ich krytykami filmowymi – zaśmiewała się i klaskała, gdy tylko na ekranie ukazał się Angelo, zakonnica, kościół czy krzyż. A już kiedy wspominało się o Watykanie – śmiechom nie było końca. Poproszeni o ciszę - przeszkadzali mniej więcej setce ludzi oglądać film - manifestacyjnie ciągnęli swoją zabawę. Zawód krytyka filmowego był dotąd sygnałem przynależności do elity zawodowej. Różne mieliśmy poglądy, ale ani w kraju ani za granicą, a na pewno nie w sali projekcyjnej, nie musieliśmy się wstydzić za swoich kolegów. Wczoraj, po raz pierwszy, tak.

Wkrótce zrozumiałam, że to była manifestacja polityczna mediów lewicowo-liberalnych, w tym, jak się potem okazało, dziennikarza  z telewizji misyjnej, TVP! Przeciw filmowi, który podjął temat wyboru przez młodą dziewczynę miłości do Boga ponad miłość do człowieka. Takich oto nasze społeczeństwo, które mieni się w 95% katolickim,  ma dziś w TVP reprezentantów! No i skąd tacy popaprańcy mieliby wiedzieć, że istnieje coś takiego jak civil behaviour, zachowania cywilizowane, które pozwalają nam, mimo różnych poglądów, jakoś się ze sobą porozumiewać? Lewacy od 250 lat nie zeszli z barykady, i jak widać, nie zamierzają! Nie są w stanie zaakceptować ani negocjacji, ani dialogu - nawet w dziedzinie tak uniwersalnej jak sprawy egzystencjalne, która dotyczy przecież każdego człowieka, wierzącego i nie, konserwatysty i liberała, Europejczyka, Amerykanina czy Azjaty.

Krzysztof Zanussi  na konferencji prasowej po tym „pokazie tolerancji” sporo mówił o koteryjności i upolitycznieniu krytyki filmowej, na świecie i w Polsce, i o dramatycznych skutkach eskalacji politycznej poprawności w konkursowe wybory i system nagradzania filmów. Jak to musiał na festiwalach w Toronto i Chicago odpowiadać na pytania, które miały niewiele wspólnego ze sztuką filmową, ale bardzo dużo – z politycznymi i koniunkturalnymi wyborami spryciarzy. Od ponad 20 lat obserwuje klimat, kwalifikowanie i nagradzanie filmów na Londyńskim Festiwalu Filmowym, i mogę potwierdzić gwałtowne tempo upolityczniania spędów filmowych, inwazji politycznej poprawności i niszczenia dobrego, refleksyjnego kina. „To postmodernizm przyniósł – mówił dalej Zanussi - ten pomysł, żeby wymieszać wszystko ze wszystkim, dobro ze złem. Sędzina Milska mówi, aby się usprawiedliwić, że >wszystko jest pomieszane<, co nie jest prawdą”. Myślę, że postmodernizm, to tylko jeden z bękartów Francuskiej Rewolucji. Innymi są liberalizm, relatywizm czy polityczna poprawność. Ja sama żródła wielu naszych problemów upatruję właśnie w liberalizacji i relatywizacji – wartości i tradycji, sprawdzonych przez wieki instytucji i zachowań, indywidualnych i zbiorowych.

Np. do niedawna wiadomo, co znaczył termin „szczęśliwa rodzina”, dziś najczęściej używa się go w kontekście dwóch gejów plus adoptowane dziecko, zwykle syn. Pojawiły się terminy nowe, jak „szczęśliwe rozwody”, nawet kiedy życiowa praktyka mówi, że takie nie istnieją. Przepędzając z naszego życia wiarę i religię, metafizykę i transcendent, pozbawiono nas nadziei i pozostawiono na pastwę nicości i rozpaczy. Bo gdzie ludzie mają szukać sensu - życia, cierpienia, poświęcenia, pracy dla innych, prób wnoszenia w ludzkie życie jakiegoś porządku i ładu? Przy okazji odbiera nam się cały dorobek rodzaju ludzkiego ostatnich kilku tysięcy lat . Przestaje robić wrażenie grecka mitologia, np. mit Syzyfa czy akt bohaterstwa Antygony, wzruszać postawa do „braci większych i mniejszych” św. Franciszka, egzystencjalizm heroiczny Alberta Camusa i jego doktora Rieux z „Dżumy”, które tak długo, i słusznie, były naszą dumą! I kto nam to zafundował? Pełni pychy i wzgardy do swoich braci opowiadacze lewicowych utopii! Którzy kurczowo trzymają się swoich niebezpiecznych bajek nawet dziś, kiedy już zrobiono bilans zysków i strat – patrz: „O Rewolucji we Francji” Burke’a czy „Czarna księga komunizmu”.

Dziś nie będzie recenzji filmu Krzysztofa Zanussiego, choć byłoby sporo do powiedzenia. Np. że wolę czytać jego świetne eseje kulturowe jak „Bigos nie zginie w rodzinnej Europie” czy „Odnawianie Starego Kontynentu”. Ze jego filmy, łącznie z „Obcym ciałem”, wydają mi się zarazem zbyt eseistyczne, jak i deklaratywne. Eseje, rozpisane na obrazy, przy czym często mam odczucie, że Zanussi bardziej ufa słowom niż obrazom. I że niektóre z tych filmowych obrazów nie do końca potrafią wyrazić wspaniała zawartość myślową przekazu, który reżyser pięknie werbalizuje na konferencji po projekcji. Jednak bardzo sobie cenię jego twórczość, teren jego odważnych i dociekliwych wędrówek – wątpliwości człowieka wierzącego, tajemnica śmierci, ciemne tajemnice duszy ludzkiej, wiedza o niszczącej roli politycznej poprawności czy modernizmu w sztuce.

Czy takie uwagi jak „Nie znoszę PP, i sądzę, że jest jednym z największych nieszczęść naszych czasów, bo niszczy zarówno przeszłość i przyszłość”. Albo „Zyjemy w czasach, gdy z cnotą się nie walczy, cnotę się wyśmiewa” –którego dowodem słuszności był choćby ten rechot na pokazie prasowym. Każdy film tego reżysera jest jakąś intelektualną przygodą, zresztą bardzo stymulującą. „Obce ciało” także przypomina o problemach podejmowanych rzadko, w istocie amputowanych z życia społecznego, ale i prywatnego, indywidualnego. Kiedyś mówiło się o tych sprawach  w rodzinie, w kręgu przyjaciół, na seminariach studenckich, w literaturze, w teatrach i DKF-ach, poważnie i z zastanowieniem, dziś budzą jedynie rechot.

Jeszcze niedawno Kierkegaard pisał  z przyganą: ”Chrześcijanie rozmawiają z Bogiem, mieszczanie rozmawiają o Bogu”. Ale teraz coraz mniej chrześcijan rozmawia z Bogiem, a mieszczanie zapomnieli, że Bóg istnieje! Bóg wyparował z rozmów nie tylko mieszczan, ale i tych, którzy mienią się elitą narodu, np. sporej części krytyki filmowej. Takie filmu jak „Obce ciało” Zanussiego o tym przypominają – i dlatego są dla lewaków takie niebezpieczne.

Komentarz ukazał się na portalu SDP.PL

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych