Tłumacze na pokładzie. Udany językowy eksperyment

fot. wpolityce.pl
fot. wpolityce.pl

Międzynarodowy Dzień Tłumacza zazwyczaj nie jest wydarzeniem przesadnie elektryzującym media i ustawiającym czytelników w kilometrowe kolejki do wejścia na imprezę. W tym roku warto jednak przyjrzeć mu się uważniej. A to z powodu „Anglików na pokładzie”.

Matthew Kneale stworzył świetną książkę – po trosze językowy i narracyjny eksperyment, ale przede wszystkim po prostu doskonałą opowieść w duchu najlepszych awanturniczych historii marynistycznych rodem z XVIII wieku. Literacko to majstersztyk, bo autor dopuścił do głosu aż dwudziestu jeden narratorów, z których każdy przedstawia swoją wersję wydarzeń. A że towarzystwo to istna galeria oryginałów i dziwaków, klimat książki rozciąga się gdzieś między angielską komedią pomyłek, a ponurymi wizjami Josepha Conrada. W pierwszym przypadku rzecz dotyczy morskiej podróży grupy angielskich dziwaków, poszukujących Raju na Tasmanii i nie mających pojęcia, że płyną na załadowanym kontrabandą statku przemytników z wyspy Man. Gag goni tu gag, przemytnicy bezskutecznie usiłują pozbyć się towaru, Anglicy pochłonięci własnymi dziwactwami ni w ząb nie rozumieją sytuacji, tym bardziej, że przemytnicy kiedy chcą, porozumiewają się nie po angielsku, lecz celtyckim dialektem ze swojej rodzinnej wyspy.

Kneale nie napisał jednak komedii, lecz pełnokrwistą powieść i gdzieś obok przekomicznej groteski samej podróży, znajdujemy przytłaczające opisy codziennego życia w australijskich koloniach karnych, samowolnych rzezi Aborygenów dokonywanych przez białych osadników, czy koniec końców nie mniej morderczej polityki Imperium – zabijającej ich przez zakaz nomadycznego trybu życia.

Pełnokrwistą robotę wykonało także wydawnictwo Wiatr Od Morza, które po konsultacji z autorem powierzyło tłumaczenie każdego bohatera książki innemu tłumaczowi. Jak mówią autorzy pomysłu:

Nieczęsto zdarza się, by tłumaczenie pozycji beletrystycznej przez wiele osób było uzasadnione. >Anglicy na pokładzie< stanowią jednak wyjątek. Autor przecież sam wyraźnie oddziela fragmenty relacjonowane przez poszczególnych narratorów i znacząco zmienia styl, podkreślając różnice między bohaterami wywodzącymi się z różnych warstw społecznych i kultur. Powierzenie przekładu tekstów każdego narratora innej osobie stanowiłoby więc pójście o krok dalej w kierunku wyznaczonym przez autora i zaowocowało zupełnie naturalnym zróżnicowaniem stylu.

O tym wszystkim będzie można porozmawiać z Krzysztofem Filipem Rudolfem (tłumaczył m.in. Goldinga, Rushdiego i Joyce’a) oraz założycielem wydawnictwa Wiatr od Morza Michałem Alenowiczem, całkiem niedawno błyszczącym w przekładach doskonałych powieści Michaela Crummeya, którego „Dostatek” był na pewno jedną z najlepszych książek wydanych w Polsce w ubiegłym roku. Spotkanie odbędzie się 30 września o godz. 18, w warszawskim salonie Matras przy al. Solidarności 113. Mecenasem Dnia Tłumacza są SKOK Ubezpiezpieczenia

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.