"Lady Makbet myje ręce". Cat-Mackiewicz nie ma litości dla Mikołajczyka

Fot. Wydawnictwo Universitas
Fot. Wydawnictwo Universitas

Lady Makbet myje ręce. Broszury emigracyjne 1944-1946” to książka o burzliwych, dramatycznych i – chciałoby się powiedzieć – „bezwyjściowych” dziejach Polski u schyłku II wojny światowej i u progu powojnia.

Zbiór broszur politycznych wydanych pierwotnie w Londynie, pióra wybitnego publicysty, i działacza politycznego, wtedy emigranta londyńskiego, potem premiera Rządu RP, w końcu pisarza historycznego, który powrócił z emigracji do Polski – teraz wznowiony w ramach pism wybranych Stanisława Cata-Mackiewicza przez wydawnictwo Universitas.

„Lady Makbet myje ręce” traktuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach politycznych dotyczących polskiej polityki na emigracji i w kraju od powstania rządu Arciszewskiego w listopadzie 1944 do referendum w czerwcu 1946. I chociaż nie sposób ich tu wszystkich omówić, nie będzie przesadą stwierdzenie, że Cat-Mackiewicz jest w tych tekstach przede wszystkim żywiołowym krytykiem polityki Mikołajczyka. Jest tak, gdy pisze, nie przebierając niekiedy w słowach, o samym byłym premierze rządu na uchodźstwie, ale także gdy pisze i innej polityce i o innych politykach. Można rzec, że Mikołajczyk ciągle leży Catowi na wątrobie.

Bo Cat uważał, że Mikołajczyk jest człowiekiem naiwnym, a politykiem kapitulanckim – czy to wtedy gdy jako premier rządu w Londynie wierzył w możliwość dogadania się ze Stalinem, czy to później, gdy po powrocie do kraju w czerwcu 1945 objął w rządzie Osóbki-Morawskiego tekę wicepremiera, wierzył z kolei, że Bierut dotrzyma obietnic. Tę pierwszą fazę naiwności Mikołajczyka Cat opisuje następująco:

Naiwność p. Mikołajczyka byłaby śmieszna i rozbrajająca, gdyby nie to, że powoduje dla Polski katastrofę za katastrofą. On naprawdę myślał, że jak gen. Sosnkowski ustąpi, to Stalin będzie łaskawszy dla Polski. On naprawdę był przekonany, że Stalin nie wie, że Polacy walczą  z Niemcami, i aby Stalinowi to pokazać, podczas swej z nim konferencji w Moskwie nakazał powstanie w Warszawie. Za naiwność tego człowieka naród nasz płaci swym życiem. (…) Teraz p. Mikołajczyk wciąż wierzy, że jak się przyczyni do usunięcia p. Raczkiewicza, jako >>sanatora<< i piłsudczyka, to marszałek Stalin mu wybaczy i z powrotem do łaski przypuści. Nie rozumie, że Sowiety dzielą dziś ludzi działających w kwestii polskiej na agentów własnych [podkreślenia w oryginale – RG] i na ludzi innych, których przeważnie zresztą uważają za agentów anglo-amerykańskich lub zgoła angielskich. Agentów własnych obronią, agentów w ich mniemaniu angielskich, a więc przede wszystkich p. Mikołajczyka – nie dopuszczą. Projekt p. Mikołajczyka jest płodem urodzonym w stanie martwym. Życie w niego nigdy nie wstąpi”(Mikołaj, Mikołaj Mikołajewicz, Mikołajczyk, styczeń 1945).

Naiwność Mikołajczyka już w okresie udziału w rządzie Osóbki-Morawskiego opisuje z kolei tak:

Czy Mikołajczyk mógł przez chwilę, przez minutę mieć wrażenie, że wybory [w rzeczywistości chodzi tu o referendum – RG] odbędą się uczciwie, że głosy obliczone będą tak, jak zostały oddane? A przecież dla zapewnienia swobody głosowania nie wystarczy uczciwe obliczenie głosów. Aby referendum było referendum, a nie komedią, trzeba swobody agitacji, swobody prasy, swobody zdania. Jakże w ogóle można mówić o referendum w kraju, w którym istnieć mogą tylko koncesjonowane partie, prasa antyrządowa nie istnieje wcale, prasa rządowa, ale skrzydła opozycyjnego, ma oszczędnie wymierzany papier, policja polityczna hula bezkarnie i dokonuje aresztowań pod kątem zapewnienia rządowi pomyślnego wyniku głosowania, a wreszcie rząd rzuca milionami złotych na agitację wyborczą? (…) Co dzisiaj pomoże zawodzenie, narzekanie na fałsze wyborcze i skruchy w rodzaju: >>gdybym wiedział<<? Czyż nie było jasne od początku, że jeśli reżim idzie na próbę sił, to nie po to, aby ją przegrać? Pan Mikołajczyk – powiadają jego zwolennicy – chciał policzyć swe siły. – Nie rozumiem! Czyż można ważyć cokolwiek na fałszywej wadze?” (Referendum, lipiec 1946).

Stanisław Cat-Mackiewicz nie ma dla swojego imiennika litości. Smaga go batem krytyki ostrej, ale – trzeba to przyznać – merytorycznej. Mimo wszystko więc jest to krytyka dająca pole do polemiki. Inaczej niż ogromna większość kłótni naszych polityków AD 2014, niestety.

Stanisław Cat-Mackiewicz, Lady Makbet myje ręce. Broszury emigracyjne 1944-1946, Universitas, Kraków 2014

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.