Film „Miasto 44” z powodzeniem mógłby być dołączony na płycie do każdego egzemplarza książki Piotra Zychowicza pt. „Obłęd 44”. Pozycje te są wobec siebie komplementarne, a przyswojenie ich treści może poskutkować jedynie nabraniem przekonania, że Powstanie Warszawskie nie miało najmniejszego sensu, a decyzja o jego wybuchu była niewybaczalną zbrodnią.
Cele, jakie książka Zychowicza osiąga za sprawą wybiórczego podejścia do faktów, film Komasy realizuje poprzez zredukowanie człowieka wyłącznie do wymiaru biologicznego. Z tej perspektywy rzeczywiście każda ofiara życia w imię wyższych wartości nie ma i nie może mieć sensu. O ile nie sposób odmówić reżyserowi prawa do przyjęcia takiej właśnie perspektywy, o tyle nie sposób wybaczyć mu wypaczenia prawdy historycznej. To ostatnie można osiągać na wiele sposobów. Komasa robi to nie poprzez jawne kłamstwo, ale przez zafałszowanie proporcji.
Jak bowiem wytłumaczyć, że jedyny obecny w filmie wyższy dowódca Armii Krajowej to gwałciciel? Jak traktować fakt przedstawienia walki jako chaotycznej jatki prowadzonej bez planu, przygotowania i amunicji? Jak wreszcie rozumieć groteskowy okrzyk „Niech żyje wolność!”, jakim żegna się ze światem jeden z bohaterów Powstania? To już nie jest wizja artystyczna, to manipulacja. Umieranie z okrzykiem „Niech żyje Polska!” było do tego stopnia powszechne, że bezradni wobec siły ducha naszego narodu Niemcy zaklejali przez egzekucją Polakom usta. Włożony przez Komasę w usta Powstańca okrzyk godny hippisa jadącego na dachu samochodu wymalowanego w pacyfy brzmi groteskowo, a wobec tych, którzy oddali życie za Ojczyznę, jest zwyczajnie obraźliwy.
Jak twierdzi reżyser, chciał on w swoim filmie pokazać „piękno, które jest mordowane”. Pokazał jednak brzydotę. Począwszy od sanitariuszki zwracającej się do koleżanki „ty k…”, poprzez epatowanie obrazami fekaliów w kanałach, po niezliczone sceny rozrywanych ciał i wyrywanych wnętrzności. „Rozsądni” i „światli” ludzie w obrazie Komasy decydują się na ucieczkę jeszcze przed wybuchem Powstania, bądź też opowiadają się za kapitulacją. Na toporne niemieckie propagandówki mające na celu osłabienie naszego ducha Polacy odpowiadali w okresie okupacji krótkim: „tylko świnie siedzą w kinie”. Dziś środki manipulacji są bardziej wyrafinowane, a tworzenie propagandówek lepiej opłacane. W „Mieście 44” prościutki przekaz o bezsensie walki został obudowany wieloma środkami.
Na stworzenie filmu przeznaczono olbrzymie pieniądze. Produkcję wsparła fundacja „Polsko – Niemieckie Pojednanie”, a prawami do filmu wyraziła już zainteresowanie niemiecka stacja ZDF – ta sama, która wyemitowała szkalujący bohaterów Armii Krajowej serial „Nasze matki, nasi ojcowie”. Jedno trzeba sprawiedliwie przyznać. „Miasto 44” zrealizowano z rozmachem, dobrze zagrano, a każdy szczegół dopracowano z ogromną precyzją. Iście niemiecką.
Agnieszka Żurek
Artykuł ukazał się w „Tygodniku Solidarność”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/213154-z-niemiecka-precyzja-miasto-44-niczym-obled-44