Carl Schmitt o Republice Weimarskiej

fot.ksiegarnia.teologiapolityczna.pl
fot.ksiegarnia.teologiapolityczna.pl

Ta książka przynależy do klasyki konstytucjonalizmu. Wydana po raz pierwszy w roku 1927, później wznawiana, wychodzi teraz w Polsce jako 7. pozycja Biblioteki „Teologii Politycznej”.

Nie jest rzeczą możliwą oddać tej książce sprawiedliwość w krótkiej recenzji – chyba, że byłby to rodzaj rozbudowanego spisu treści. Wybieram więc – tymczasem - inną metodę: rzucenia snopa światła na jeden tylko problem poruszony w dziele twórcy koncepcji polityczności: problem relacji między literą konstytucji, a praktyką ustroju politycznego Niemiec pod rządami Konstytucji Weimarskiej.

Rzecz jest nader interesująca z dwóch, co najmniej powodów. Po pierwsze, z powodu późniejszej ewolucji ustroju Niemiec w stronę totalitaryzmu, której jedną z przyczyn była niewydolność tego wariantu parlamentaryzmu. Po drugie, z powodu paraleli z Polską, która w tamtej dobie rządziła się podobną konstytucją i popadła w podobne kłopoty, zakończone wszakże rządami autorytarnymi tylko, ale jakby nie patrzeć było to odejście od demokracji politycznej.

Schmitt analizując ustrój polityczny wedle Konstytucji Weimarskiej wyróżnia jego cztery sub-systemy: system parlamentarny (w dużym skrócie mówiąc: rządzi Reichstag), system kanclerski (rządzi kanclerz Rzeszy), system gabinetowy (rządzi rząd), system prezydencki (rządzi prezydent). Powiada, że w ustroju politycznym Niemiec, jak go konstytuuje ustawa zasadnicza, występują pewne elementy każdego z tych systemów, ale trzeba go widzieć jako całość, szczególną kompilację ich czterech. Tak się sprawy mają na poziomie teoretycznym – analizy przepisów konstytucyjnych. Praktyka może się rozwinąć w różnych kierunkach, tzn. system może przechylić się w stronę wykładni parlamentarnej, kanclerskiej, gabinetowej, bądź prezydenckiej i nie musi to oznaczać złamania konstytucji, to będzie jej pewna interpretacja.

Autor podaje szereg przykładów decyzji politycznych kolejnych rządów, prezydentów i większości parlamentarnej (w latach 1919 – 1927), które wskazują na określoną wykładnię. I ocenia, że praktyka konstytucyjna odeszła od litery konstytucji zarówno w zakresie odpowiedzialności politycznej rządu przed parlamentem, jak i w zakresie kierownictwa politycznego kanclerza w stosunku do gabinetu.

W kwestii pierwszej pisze:

Praktyka rządów koalicyjnych prowadzi do tego, że nie podejmuje się uchwał wyrażających stanowczą nieufność [wbrew temu, co – expressis verbis – stanowi konstytucja w art. 54 – RG]. Rząd Rzeszy ustępuje, gdy rozpada się koalicja partyjna, która jest podstawą jego funkcjonowania. Kryzysy gabinetowe są […] tak naprawdę kryzysami koalicji, tzn. kryzysami bloku partyjnego substytuującego partię zdolną do sprawowania rządów. Ta praktyka niezbicie dowodzi, że miarodajne decyzje polityczne zapadają poza obszarem jawności parlamentarnej(s. 537).

Ta uwaga Schmitta przywodzi automatycznie na myśl refleksję o sposobie funkcjonowania polskiego parlamentaryzmu w tamtym okresie. Wprawdzie nie w roku 1927, bo wtedy było już u nas po Zamachu Majowym i mieliśmy zgoła inne problemy, ale niewiele wcześniej. Otóż, najwybitniejsi polscy konstytucjonaliści tamtego czasu (Rostworowski, Komarnicki, Dubanowicz, Kumaniecki, Jaworski i wielu innych), zgodnie stwierdzali, że ustrój polityczny pod rządami Konstytucji Marcowej charakteryzuje się przede wszystkich ogromną słabością egzekutywy. I – tak jak w Niemczech weimarskich w ocenie Schmitta – przesilenia gabinetowe dokonywały się raczej w dyskusjach przywódców partii tworzących koalicje rządowe, niż przy otwartej kurtynie w parlamencie.

W kwestii drugiej Schmitt wywodzi tak:

Dzisiaj rządu Rzeszy nie tworzy się w ten sposób, że jakiś przywódca partii z ustalonym programem znajduje większość dla tego programu, by sterować polityką Rzeszy, lecz program rządowy opiera się na umowie między frakcjami, które postanawiają partycypować w rządzie i po to stawiają swe warunki. Plonem takich ugód międzyfrakcyjnych są następnie >>wytyczne polityki<<” (s. 542).

Otóż Konstytucja Weimarska mówiła (w art. 56), że to kanclerz określa „wytyczne polityki” rządu, a w praktyce określały je a priori partie tworzące rząd. Podobny proces zachodził w tym czasie w Polsce. Wprawdzie konstytucyjne umocowanie premiera było słabsze niż niemieckiego kanclerza, niemniej Konstytucja Marcowa czyniła go szefem władzy wykonawczej, którym w praktyce nie był. Powód? Podobna, jak w Niemczech, a zakorzeniona w przepisach konstytucji, nierównowaga między władzami, podobne uczynienie rządu zakładnikiem parlamentu, zaś tego drugiego zakładnikiem zbyt licznych i zbyt skłóconych partii politycznych.

Tu i tam prowadziło to do złych skutków dla państwa i w końcu do upadku demokratycznej formy rządów. Kto miał rozum, wiedział, że złe instytucje nie są bezkarne. Wiedział to Carl Schmitt, podobnie jak nasi konstytucjonaliści. Warto czytać klasyków, choćby po to, żeby zobaczyć, w jaki sposób potrafili oni zobaczyć w złych instytucjach zalążek klęski.

Roman Graczyk

Carl Schmitt, Nauka o konstytucji, Teologia Polityczna, Warszawa 2013

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.