Został skatowany przez strażników miejskich? "Grozili śmiercią, wywieźli do lasu"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Facebook/Paweł Surgiel
fot. Facebook/Paweł Surgiel

Wybity ząb, bark, nie widzę na jedno oko, grozili śmiercią, wywieźli do lasu” - tak na jednym z portali społecznościowych opisuje efekt interwencji straży miejskiej Paweł Surgiel, który twierdzi, że został pobity przez mundurowych po tym jak zwrócił im uwagę, że blokują trzy miejsca parkingowe.

Do zdarzenia miało dojść w nocy z niedzieli na poniedziałek przy ul. Myśliborskiej w Warszawie.

Przechodząc obok, zwróciłem uwagę strażnikom, że zajmują trzy miejsca parkingowe. Powiedziałem też, że gdyby normalny obywatel stał tyle czasu z włączonym silnikiem, zostałby ukarany mandatem. Strażnik miejski odpowiedział, że jestem pijany i żebym się odpie….

— relacjonuje w metrowarszawa.gazeta.pl mężczyzna i zaprzecza by był wówczas pijany.

Zdziwiony reakcją strażników, mężczyzna wyjął telefon i zaczął ich nagrywać. Kiedy jeden z mundurowych zrobił to samo, pan Paweł poinformował, że zawiadomi policję. Wtedy miał zostać uderzony drzwiami od radiowozu, a następnie bity.

Nie byli w stanie wyrwać mi telefonu, zaczęli wykręcać mi ręce. Rzucili mnie na glebę, skuliłem się i schowałem telefon pod siebie. Nagrałem całą sytuację kiedy byłem przez nich bity, kopany po twarzy.

Następnie mężczyzna miał zostać wrzucony do samochodu i skuty kajdankami. Strażnicy chcieli od niego kod odblokowujący telefon, choć ten model odblokowuje się za pomocą palca.

Dostałem potężny strzał w twarz od jednego, potem od drugiego strażnika. Następnie jeden zaproponował - „ty, może gazem go pierdo…”

— twierdzi i dodaje, że jeden ze strażników pryskał mu w oko gazem przez ok. pół minuty.

Ze względu na silne pieczenie, mężczyzna poprosił o chusteczki i wodę do przemycia oka.

Kazali mi za wodę zapłacić, zabrali mi portfel i wyciągnęli 400 zł i prawo jazdy

— dodaje.

Strażnicy mieli mu kazać podpisać dokument, który później okazał się mandatem w wysokości 500 zł, strasząc m.in. wywiezieniem do lasu. Dopiero, gdy zaczął symulować astmę, mundurowi wypuścili go, a zaalarmowany krzykami z ulicy mieszkaniec osiedla wezwał na miejsce policję.

Ponieważ mężczyzna ukrył swoją wizytówkę między siedzeniami samochodu, policja nie miała problemów z jej odnalezieniem.

Rzeczniczka straży miejskiej w Warszawie, Monika Niżniak, informuje, że prowadzone są czynności wyjaśniające.

Sprawdzane są wszystkie informacje i dokumenty służbowe. Dopóki nie zakończymy tych działań, nie zdradzimy szczegółów

— dodaje.

lap/metrowarszawa.gazeta.pl/Facebook

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych