Ruszył proces mordercy z Makowa. Spalił żywcem dwie urzędniczki

Fot. PAP/Grzegorz Michałowski
Fot. PAP/Grzegorz Michałowski

Przed łódzkim sądem okręgowym ruszył we wtorek proces 63-letniego Lecha G., który w ubiegłym roku oblał benzyną i podpalił dwie urzędniczki ośrodka pomocy społecznej w Makowie k. Skierniewic. Jedna z kobiet zginęła na miejscu, druga zmarła w szpitalu.

Śledczy oskarżyli mężczyznę o zabójstwo obu kobiet ze szczególnym okrucieństwem oraz spowodowanie pożaru, zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób. Grozi mu kara od 12 lat więzienia, a nawet dożywocie.

Do tragedii doszło w grudniu 2014 r. Według prokuratury mężczyzna wtargnął na teren Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Makowie, przynosząc ze sobą co najmniej trzy plastikowe pojemniki z benzyną. Rozlał benzynę na urzędniczki pracujące w jednym z pokoi i podpalił je. Dodatkowo zamknął drzwi od zewnątrz i przytrzymywał je, żeby kobiety nie mogły uciec z pokoju.

Jedna z kobiet w wyniku rozległych obrażeń zginęła na miejscu, druga zmarła po trzech dniach w szpitalu. Wkrótce po zdarzeniu napastnik został zatrzymany i aresztowany.

Jak ustalono, Lech G. doraźnie korzystał z pomocy makowskiego ośrodka, wnioskował też o umieszczenie go w domu pomocy społecznej. GOPS jednak wydał decyzję odmowną, którą utrzymał w mocy sąd administracyjny.

Po zatrzymaniu Lech G. mówił, że nie pamięta zdarzenia, twierdził, że nie pamięta nawet, czy był wtedy w Makowie, a przypomina sobie jedynie, że został przywieziony na przesłuchanie. Szczegółowo natomiast opisał swoje starania o umieszczenie go w domu pomocy społecznej. Także podczas kolejnych przesłuchań mówił, że nie pamięta, co robił w dniu tragedii; stwierdził jedynie, że skoro stawiane są mu zarzuty, to musiało być tak, jak wynika z ich treści.

Obok zabójstwa dwóch kobiet, prokuratura oskarżyła go także o spowodowanie pożaru, który - w ocenie śledczych - zagrażał życiu i zdrowiu innych osób przebywających w budynku. Wysokość strat materialnych oceniono na prawie 80 tys. zł.

Mężczyzna trafił na obserwację sądowo-psychiatryczną. Po jej zakończeniu biegli uznali jednak, że w chwili zbrodni miał on tylko nieznacznie ograniczoną poczytalność. Oznacza to, że za swoje czyny może odpowiadać przed sądem.

Po zbrodni w Makowie MOPS w Łodzi zorganizował szkolenia z samoobrony dla pracowników socjalnych.

bzm/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych